środa, 17 kwietnia 2013

3. (313)

Tak się czasem robi. Z trybem zwolnienia czasu piętnuje sekundy i namaszczeniem obdarza wszelką myśl. Nie miej mi niczego za złe. Odwróć wzrok. Nie patrz. Teraz wbiję sobie w przegub nadgarstka kilkanaście gwoździ. Spokojnym, rytmicznych cyklem uderzeń przeszyję swoje nerwy falą dzikiego bólu, by paradoksalnie zniszczyć w sobie całą tę masę nagromadzonego cierpienia. Nie słuchaj. Kości popękają od nacisku metalowych szpilek, zbyt słabo głuszony masą mięśni chrzęst zakłóci cichą przestrzeń. Nie oddychaj najlepiej, z wydechem pozbądź się ostatnich resztek powietrza. Krew unosi się swobodnym, syczącym parowaniem, w powietrzu jest mnie pełno, dostrzegam krople ciemnego płynu zgubionego pośród tlenu.
Nie rozumiesz.
Bo niby czemu byś miał? Dla kogo, w imię czego, z jakiej okazji i w jakim celu?
Nie rozumiesz. Dwa słowa, mijające mnie na ulicy, odbijające się w szybie pociągu, szybujące w głowie w czasie przerwy między dźwiękami muzyki, pozornie nieistotne. A jednak.
A jednak.
Przeczuwałam. Gdzieś wewnętrznie jakaś cząstka mnie szeptała przytajonym, głuchym głosem, że nie powinnam nikomu oddawać jakiejkolwiek części siebie. Że to jest błąd, bo ani ze mnie słodki, wonny kwiatek, którego można włożyć z gracją za ucho, ani szczęśliwie znaleziona na ziemi pięciozłotówka. Ja jestem poharatanym cieniem. Ja, mimo swego mikrego rozmiaru, zasłonię wszelkie światło. Noszę w sobie pustkę wiejącą chłodem i gaszący ogień potok.
Budzę się w nocy i klęczę. Przepraszam, jak tylko najszczerzej potrafię. Nie wiem, czy siebie, czy siebie, czy Boga (?), lecz nie przestaję. Nie wiem, skąd we mnie tyle litości dla siebie i słów, zwłaszcza tych niewypowiedzianych. Skąd tyle palącej potrzeby płaszczenia się, niekoniecznie zmieniania, wstydu, ale nie naprawiania. Nie mogę już patrzeć na własne dłoni, drgające, roztrzęsione, jak kołysane przez jesienny wiatr bure, spalone słońcem liście.
Zanim usnę, chcę słyszeć czyjś głos. Niech podświadomie uśpi powieki. Chcę czuć potrzebę, by rano się budzić i nie pisać paranoicznych scenariuszy, z których każdy kończy się pod pierwszymi lepszymi kołami. Ja muszę zostać. Przeczekać.
Nie uciekać.
Nie tym razem.


Without you I'm nothing.

utwór jak w poprzednim poście /syndrom zapętlenia jednej piosenki/

3 komentarze:

  1. nie można nie słuchać i być obojętnym wobec takich czynów, wobec tego, że ktoś od środka umiera. nie można odwrócić wzroku, bo wtedy- jakim człowiekiem się jest? każdy z nas nosi ból, jednak jedni sobie z nim radzą, inni nie. kwestia nauczenia się przetrwania. i nie dziwi to, że jedni odczuwają ból bardziej i poradzić sobie nie umieją- ale to nie znaczy, że ci drudzy mają nie patrzeć, co więcej, nie tylko nie patrzeć, ale i nie wyciągnać ręki. ktoś wreszcie musi to zrobić.
    i zapewne, nikt nie rozumie. bo zrozumieć drugiego człowieka się nie da, tego, co nosi w sobie, nawet, jeśli powie nam dosadnie, czym to jest bo żeby zrozumie drugiego człowieka trzeba by wejść w jego skórę ispojrzeć jego oczami. ale to, że się nie rozumie, nie znaczy, że nie można akceptować, milcząco nawet wspomóc. tak mi się przynajmniej zawsze wydawało.
    czasem nie trzeba rozumieć, żeby być. właśnie nie odwracać tego wzroku. zasadniczo i tak mało co w życiu pojmemy i umrzemy głupcami.
    i zawsze mi osobiście wydawało się- ale jak piszę, to moje osobiste odczucia- że nie ma sensu żyć, nie dając siebie innym. bo żyjemy z innymi ludźmi, spotkanie z nimi często określa nas samych. dogłebnie, do końca. nawet, jeśli właśnie nie rozumieją. "spotykasz mnie, więc jestem". może duża część w nas to te spotkania i inni ludzie?
    ucieczka niczego nie rozwiązuje. nie odplącze sznurówek zawiązanych na węzły goryjskie. zatem, powodzenia w nieucziekaniu.

    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. aham i co ja jeszcze chciałem, tak ogólnie- ból, w ogólnym rozrachunku jet czymś dobrym. bo czym by było szczęście bez bólu?banał totalny, ale cóż- życie składa się z banałów. i owszem, porzywykamy do bólu, uczymy sie do, czyni nas silniejszym. ale tak samo uczymy się szczęścia. nikt nie umie być szczęśliwy ot tak, po prostu, jakby to była naturalna rzecz:)

    K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Interesujący blog, choć trochę dużo tu bólu i cierpienia... z drugiej strony zakładając, że "Im gorzej, tym lepiej" albo, im niżej spadniesz tym wyżej wzlecisz itd itd. to cóż mogę się jedynie zatrzymać na chwilę i pomyśleć, czym te moje cierpienia i bóle dla mnie są, przecież w życiu nic nie jest bez sensu, zawsze to po coś... jak inaczej odczuć ciepło bez odczucia chłodu, sprawiedliwość bez niesprawiedliwości, tak i tu - zawsze muszą byc te 2 punkty porównawcze... i zawsze to ocena mojego własnego ego, stąd moje słowa "za dużo"... ehh... no ale co z tym ego zrobić?... ;p
    podziwiam za wytrwałość :)
    a cel wspólny przed nami :)) / polecam przy okazji zdrowieducha.pl ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)