środa, 21 listopada 2018

...

Czy ten uśmiech jest wiarygodny? Nie wie. Zerka jeszcze raz w lustro, próbuje zmienić sposób, w jaki układa usta, unosi kąciki warg, stara się zmodyfikować cokolwiek, byleby tylko odwrócić uwagę od oczu. Wszelkie kombinacje napięć mięśni mimicznych zdają się nie mieć jakiegokolwiek wpływu na to spojrzenie. Ani drgnie. Brak szans na choćby drobną zmianę. Niewinną iskierkę radości. Błysk ciekawości. To na nic.
Szybka ankieta mierząca poziom bólu - tak, dzisiaj czuje to mocniej, ale wie, jak się maskować. Dzisiaj doskwiera jej uczucie pustki, jednak wypełni ją czynnościami nie mającymi znaczenia. Tak się to przecież robi. Zapycha się rany zlepkiem poszarpanych, wymiętych treści o barwie bliżej nieokreślonej. Wsadza do wewnątrz breję codziennych obowiązków, nie zmieniających absolutnie nic, a jedynie posypujących tandetnym brokatem ten pusty, cichy świat, zamknięty w czaszce jednego człowieka. To się nie ma prawa rozsypać, o ile tylko pozostanie nietknięte, zapomniane, odpowiednio i celowo zaniedbane.
Sprawozdanie z cierpienia - kilka łez uronionych rankiem, jeszcze w półmroku wschodzącego dnia. Jakieś ledwie słyszalne "Kurwa, ogarnij się", o tak niskiej wartości decybeli, że - umówmy się - świat raczej to zignoruje. Bądź też stłumi swoim własnym głosem, splątanym z dźwięków, jak kołtun włosów tuż przy kołnierzu.
Raport z umierania - jakieś pół kilo mniej na wadze, jedzenie stało się wrogiem, wywołującym przemarsz dreszczy przez ciało. Cienie pod oczami jakby trudniejsze do zatuszowani, niźli wczoraj. Zieleń oczu coraz mniej wiarygodna, a nawet lekko już szara, zakurzona, rozmyta? Znowu - spojrzenie jest tym, co może ją zdradzić. Tuszuje dokładnie rzęsy, niech ta kurtyna broni wiernie i szczelnie dostępu do prawdy.
Ponownie - kilka kontrolnych spojrzeń.
Chyba już wstępnie jest z niego wyleczona.
Chyba można to stwierdzić jednoznacznie - jest zdatna do funkcjonowania w społeczeństwie marionetek z zamrożonymi duszami.Wygląda na to, że jej uśmiech jest wiarygodny. Choć tak naprawdę dalej tego nie wie i zerka raz po raz na swe odbicie, nie dowierzając, nie ufając. Kilka minut kontrolnego lustrowania siebie samej dodaje tylko parę wątpliwości do listy rzucanych w eter obaw bez szans na odpowiedź, rozwianie, zaprzeczenie, potwierdzenie. 
Jej życie biegnie torem powszechnie akceptowalnym. Nie wzbudza podejrzeń. Nie pozwala sobie na wyjścia poza ramy ciasnego pokoju schematów. Nie prostuje w nim do końca kręgosłupa moralnego, jest zmuszona podkulić nogi, złączyć dłonie.
To średnio wygodne, ale konieczne, powtarza.
I tylko chwilami, zupełnie znikąd, zdaje się wciągnąć do płuc, wraz z dymem i kurzem, jego zapach. W wypranej po raz n-ty pościeli. W rzuconej na dno szafy koszuli.
Słyszeć głos. Na ulicy, wśród tłumu. W głowie, wśród bezradności. Głównie w głowie. Tylko w głowie.
Poczuć dotyk. Przez sen, który urywa się jak sygnał wybieranego połączenia, zakończonego tak szybko, że nigdy nie dotrze do docelowego rozmówcy.
Czy ten uśmiech jest wiarygodny? Nie wie. Wie jednak, że to życie nie jest wiarygodne. Dla wszystkich łatwowiernych i naiwnych - być może, lecz nie dla niej. Umie o nim pięknie opowiadać, głos jest posłuszny, nie łamie się i nie drży, oczy wpatrzone w rozmówcę. Łamie się natomiast kręgosłup, kości i dusza. I nie chce goić. Cuchnie zgnilizną. Zalewa ropą.
Ten uśmiech jest wiarygodny.
Zerka ostatni raz w lustro, uśmiecha się na zawołanie, w podobnym tempie powraca do wyrazu twarzy sprzed sekundy. "Ruszam kłamać, że jestem szczęśliwsza".
Jak mówi, tak robi. Otwiera drzwi, obcasy stukają szybko na posadzce.
Jestem szczęśliwsza.
Tylko, do cholery, od kogo. Bo przecież nie od siebie, utkwionej w Jego ramionach, z oddechem miarowym, dłońmi objętymi, sercem tak cudownie ciepłym. Przecież nie od siebie.