sobota, 23 stycznia 2016

1. (338)

Nie śnisz się, nie pojawiasz. Nie mówisz nic do mnie. Czy to ten huk, ten natłok niepotrzebnych zdarzeń, to zbiegowisko wślizgających się do uszu dźwięków, okruchów szkła z ostrych słów przechodniów, gorących iskier spod kół, drażniących cząsteczek brudnego powietrza? Czy to jakiś mur, który wyhodowałam w sobie, papka tłustych, gęstych myśli, wyobrażeń i założeń, przez którą żadne z Twych kojących słów nie może się przecisnąć? Cisza. Jedyna odpowiedź, jaką rozumiem. Jedyna, jaką odbieram.
Bardzo mnie boli ta dziura, jaka po Tobie została. Wciąż puchnie i krwawi, zalewa się ropą. Wiatr świszczy w niej, przechodzi na wylot, a po plecach sunie fala wzdrygających dreszczy. Nie goi się. Życie miewa ostre krawędzie, szwy prześlizgnęły się po nim jak struna, pękły z głuchym echem, które odbija się od pustych kości czaszki do tej pory. Martwica tkanek rozrasta się. Pełznie po tkankach jak wąż po lepkich, mokrych kamieniach, a mnie paraliżuje niemoc. Zimny lęk okala dłonie, kostnieją, przestają być posłuszne. Chcę z siebie zrzucić to piętno, zacząć piszczeć, machać rękami, odgonić, przestraszyć, jednym ze zbędnych ruchów je z siebie zrzucić. Nie dane mi jednak odnaleźć w sobie tej wiązki ciepłego światła, strumyka niewidzialnej siły. Zęby drgają od nacisku mojej woli, powieki zaciśnięte marszczą się gdzieś w rogach. Mięśnie w bezruchu. Zawieszone na kościach niczym stary płaszcz na wieszaku. Szkoda wyrzucać, szkoda odbierać miano użytecznego. Może się jeszcze kiedyś przyda.
Nie maleje ból i nie mylę go naiwnie z cierpieniem zdrowienia. 
Czy To jest konieczność? Czy to jest niezbędne? Nie wierzę. Nie wierzę w leczące właściwości czasu. On ma przy sobie łopatę, solidną, żelazną, kopie dół zaraz obok Ciebie i szydzi. Wytyka palcem słabość i wtyka dłoń w te ślady, gdzie dotąd było Twe miejsce. Dłubie i nie omieszka zapomnieć o delikatności, drażni tkanki swą powtarzalnością.
Po coś, głupi, przyniósł śnieg, po coś dał grudniowe momenty wyjątkowości, po co dałeś święta, dni podobne i znajome, miejsca bliskie i utkwione gdzieś w pamięci ciągi zdarzeń, skoro nie ma w nich, SŁYSZYSZ?!, nie ma w nich tych samych twarzy...
Świat mi się wrogiem stał. Pod ziemię schował wszystko, na czym mi tak zależy. I nie śnisz się i nie pojawiasz, a warstwa piachu gruba jest, zmarznięta, nieprzenikalna dla kropel, co sieję je, gdy zamiast widzieć Cię i trwać przy Tobie, dotykam tą gnijącą dłonią bariery z gładkiego marmuru.


Wróć.


muzyka: