niedziela, 14 kwietnia 2013

2. (312)

Co tym razem? Jak nazwę tę duchową niestrawność, która potrafi zatruć każdą z lekkich, prostolinijnych sekund? Które z ułożonych alfabetycznie dolegliwości wybiorę? Powiedz mi. Powiedz mi, z jakim smutkiem mi do twarzy. Takim, gdy płaczę, wykrzywiam mięśnie mimiczne czy może gdy mam puste, zamglone oczy, patrzę się w przestrzeń, przenikam ściany, jak ślepa. Wśród słów pływam, nurzam się, selekcjonuję oddechy, topię się, łapczywie wnikam we wnętrze przestrzeni, bojąc się śmierci, marząc o śmierci. 
Chciałabym.
Bardzo.
Chciałabym o tym komuś powiedzieć. Wyłowić bystrym okiem z gromady poplątanych zdań te najtrafniejsze, którymi mogłabym opisać, przedstawić, obrysować lekko drżącą dłonią stojące gęsiego fobie i stany, te, które chwytają mnie późną porą, z całej siły i bynajmniej nie jest to ot takie przytulenie. Kto by pomyślał, kto byłby w stanie zgadnąć, że będę tak gładko i prostolinijnie przylegać do podłogi. Że z czasem jedynym horyzontem będzie dla mnie przybrudzona, obrypana ściana, a kurz wirujący gdzieś w czasoprzestrzeni osiądzie na skostniałych dłoniach. Że zimno będzie jedynym odczuciem dającym mi wystarczająco dosadnie sygnały - że żyję.
Coś nie tak?
Tak się przecież dzisiaj nazywa istnienie. Osadzone na leniwych wskazówkach zastojałych zegarów, cedzone ostro przez zęby oddechy, rytmiczne, choć zbyt wolne, miarowe bicie serca, drgający nerw gdzieś pod okiem, obolałe od ścisku kości. Tak się do cholery nazywa to piekące, wrzynające się w świadomość jak świder egzystowanie, bez względu na cele, skutki i nadzieje.
Poddaję się. Teraz czy za dwa akapity, i tak chciałam wspomnieć, zupełnie mimochodem, wklepać w klawiaturę zdanie mocno drugorzędne, tak, by po prostu było, nie wnosząc niczego nowego. Poddaję się od kilku lat, bez przerwy, a jednak dno pogłębia się, przyciemnia.
Tak, wiem. Tak. Miałam nie myśleć o niedosycie miłości.
Kiedyś, taaak, z pewnością kiedyś ktoś z Waszego szeregu zmarniałego tłumu wystąpi i niechętnym krokiem wynikającym z ciekawości przyjdzie, klęknie przy mnie i zapyta, co czuję. Żeby usłyszeć śmieszny kawał, gardzącym wzrokiem przeciąć powietrze. I nic nie powiem. Zupełnie. Zanikłe mięśnie odmówią posłuszeństwa. Cisza. Jako jedna z możliwych odpowiedzi.
Mimo tego...
Mimo tego, że chciałabym Tobie o tym powiedzieć.


You never see the lonely me at all.


post pisany przy utworze ( pojawił się tu już kiedyś):
Placebo - Without you I'm nothing

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)