Czerwona, lakierowana torba na długim pasku osunęła się z jej ramienia. Chciałem podbiec, chwycić ją, zanim spadnie na ziemię, a potem unieść ze zmieszaniem głowę, by ujrzeć te oczy. Szkliste, lśniące, cierpiące, piękne. Łączące w sobie wiele odcieni zieleni i brązu, bystrze zerkające na boki, nieco lękliwe. Mógłbym kołysać ją w ramionach do chwili, aż przestałaby tak nieustannie dźwigać w sobie strach. Aż przestałaby świdrować rzeczywistość spojrzeniem i byłaby ze mną bezpieczna. Zamiast tego stałem w miejscu, serce rwało mocno w przód, resztkami sił powstrzymywałem mięśnie w bezruchu. Doprawdy, trzeba być ogromnym pokładem gracji, by nawet głupią torebkę podnosić z taką zwiewnością. Szła dalej, ja za nią. Uważnie, w rozsądnej odległości. Nie chciałem, aby mnie dostrzegła.
Skręciła nagle. W zupełnie przeciwstawną do właściwego kierunku drogi. Park nie był duży, lecz przyspieszyłem, by nie stracić jej z oczu. Zrezygnowała z zajęć? Przypomniała sobie o czymś? Nie wyłączyła żelazka? Zapomniała o jakimś spotkaniu? Rozpięła swój beżowy płaszcz. Guzik po guziku. Rzeczywiście, zrobiło się ciepło. Może to pogoda zachęciła ją, by zaniechać obowiązków studenckich? Nie jestem w stanie nadążyć za jej tokiem myślenia. Fascynuje mnie. Bardziej, niż te wszystkie dzieła Picassa, o których mogłem czytać nocami. Bardziej, niż wszystkie książki Bukowskiego. I nawet bardziej niż muzyka Mozarta. Gdy ktoś kompletnie zawróci Ci w głowie, to dostrzegasz piękno nawet w tym, w jaki sposób mruga lub oblizuje wargi. Zupełny brak krytycznego punktu widzenia potrafi doprowadzić człowieka do szaleństwa. Chcę być szalony. Tak bardzo chcę być szalony dla niej.
Zatrzymała się. Lekko oparła jedną stopę na palcach. Zawiał wiatr i uderzył w nią falą liści. Odgarnęła szybko wszystkie te, które zatrzymały się na jej płaszczu i zaraz potem, zupełnie bez skrępowania, obróciła się. Dzieliła nas zbyt długa odległość, bym mógł być tego całkowicie pewien, ale patrzyła mi w oczy. Kompletnie nie wiedziałem, co zrobić. A ona... uśmiechnęła się. Tym typowym dla niej uśmiechem, dziecięcym i beztroskim, jednak wciąż inteligentnym.
Uśmiechnęła się. Nie przeszkadzało jej moje perfidne szpiegostwo. Nie zwracała uwagi na nic, tylko obdarzyła mnie tym swoim pięknym uśmiechem.
Uśmiechnęła się. Nie chciałem tego. Nie chciałem. Znów dołożyła ogrom nadziei do moich marzeń. Znów wierzyłem, że kiedyś powiem jej o każdym z tych dni naprawdę, nie tylko wieczorem, po cichu, do jej wyimaginowanego obrazu w głębi psychiki.
Nie chciałem.
Tylko w Tobie nadzieja...
post pisany przy utworze:
happysad - Bez Znieczulenia
happysad - Bez Znieczulenia
Hej, bardzo lubię Twoje wpisy i podziwiam Twój talent. Kiedyś w filmiku (tym z konkursem) mówiłaś, żeby dawać jakieś swoje sugestie, no to ja tak sobie pomyślałam, że miło by było, gdybyś czasami poleciła nam jakąś książkę albo film, coś w formie recenzji. Jeżeli pomysł Ci się nie spodoba to spox :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam