wtorek, 5 lutego 2013

2. (302)

Przecież nic na siłę. 
Opadła lekko na poduszkę i zgasiła lampkę. Miała przed sobą zaledwie trzy godziny wypoczynku, a i tak czuła w sobie zbyt mocny opór przed snem i wątpiła, aby choć jedna godzina była wypełniona jej miarowym oddechem i zamkniętymi, nieruchomymi powiekami. Za oknem było jasno. Księżyc zaglądał akurat do jej pokoju, rozpraszając dyskretnie mrok, niczym kochający ojciec głaszczący policzek śpiącego dziecka, z taką delikatnością. Styczniowe noce często są jasne. Jakby los chciał z ludzi żartować i po męczącym, codziennym przedzieraniu się przez zaspy, okręcaniu się szczelnie drapiącym szalikiem bądź mrużeniu oczu w obawie przed kłębowiskiem wirujących płatków śniegu dodatkowo jasnymi nocami zabrać im zasłużony odpoczynek. W takim blasku jest trudno zasnąć, zwłaszcza, gdy myśli próbują przebijać się przez warstwę zmęczenia. A przecież nic na siłę... Nikomu się specjalnie nie narzucam, staram się nie wbijać ludziom drzazg w serce. Czy może przez tą niespotykaną nijakość i nieszkodliwość jestem tak omijana?... Z tym się nie da walczyć. Trzeba odczekać swoje, przemilczeć wszystkie wspomnienia, bisować odpowiednio długo dialogi i rozpamiętywać spojrzenia. Tak to działa. To są właśnie te noce, gdy uczucie rozczarowania gra pierwsze skrzypce.
Przegrywać z winy naiwności. Długo to jeszcze potrwa? Zanim nauczę się rozróżniać bezinteresowność i ciekawość? Długo, zanim w końcu nauczę się cierpieć?
Zatrute minuty płynęły wbrew zasadom czasoprzestrzeni. Ile można zanurzać się we własnej przeszłości? Czuć jej gorzki smak i nie móc się go pozbyć?
Uniosła się na łokciu. Znów padało. Musi wstać o piętnaście minut wcześniej, aby odśnieżyć podjazd. Będzie musiała o piętnaście minut wcześniej zacząć żyć. Potarła dłońmi oczy, wykruszając z rzęs resztki niezmytego tuszu. Westchnęła sobie ciężko i głośno, jakby to miało ulżyć, dodać otuchy. Nie chciała tam iść. Patrzeć im w oczy i uśmiechać się. Grać roli rozmówczyni dobrej do jakiejś luźnej rozmowy, ale już kompletnie niezdatnej do poważnych konwersacji. Nie umiała wchodzić w relacje z innymi. Zawsze ten dystans. Zawsze lęk. Oby tylko nikt mnie nie zranił. Przegapiła w ten sposób większość życia. Straciła przyjaciół, w kontaktach w telefonie większości numerów nigdy nie użyła. Po prostu sobie były. Jak jej znajomi z konieczności, jak wspomnienia i obowiązki.
Jak ona.
Zupełnie jak ona, wiecznie chcąca nie wykraczać poza granice neutralności i wciąż pozwalająca, aby jej życiem żyło otoczenie. 
Taka panna "nic na siłę". Krótkowzroczna i naiwna. Całkowicie wyschnięta i niekochana.


And I want to look you in your eye...

post pisany przy utworze:
36 Crazyfists - Left Hand Charity

1 komentarz:

  1. "Ile można zanurzać się we własnej przeszłości?" - powiem krótko... DŁUGO.

    Myślę, że nie będzie łatwo nauczyć się cierpieć. Najpierw się przed tym cierpieniem bronimy, bo to nienaturalne dla naszego gatunku, jednak później chyba zaczynamy czerpać z tego jakąś sadomasochistyczną... przyjemność? satysfakcję? I pogrążamy się jeszcze bardziej. Cierpienie nigdy nie będzie dla człowieka obojętne.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)