środa, 2 stycznia 2013

1. (297)

Często chodziła na stromy klif, stała na nim nie zwracając uwagi na płynący czas i delikatnie odgarniała co jakiś czas niesforne kosmyki opadające na jej twarz pod wpływem morskiej, rześkiej bryzy. Deptała po brzegu krawędzi. Pod jej ciężarem małe kamyki i drobny piasek osuwały się i spadały w przepaść, gubiąc się pośród morskich fal. Widziała w nich siebie i fascynowało ją to. Zamykała oczy z namaszczeniem i wyjątkowym spokojem. Wyobrażała sobie, jak to jest czuć na twarzy słoną mgiełkę, zderzać się z pluskiem z taflą zimnej powierzchni, a potem tylko czekać, pozwalać wodzie napełniać płuca, czuć się pełną, całą, bardziej na swoim miejscu, niż kiedykolwiek. Sceny rozgrywały się w jej głowie realistycznie. Za każdym razem czuła rozczarowanie i zawód, gdy otwierała oczy i nadal stała w bezruchu, oddychała swobodnie, a jej serce biło.
Chciała być jak morze. Mieć siłę, by rozbijać wszystkie statki, jakie stanęłyby na jej drodze. Godzić w sobie nieposkromioną naturę oraz stoicki spokój. Być wierną sobie, swoim emocjom. Najbardziej jednak chciała się nie bać. Strach wpełznął w nią dawno temu, może nawet już w dzieciństwie. Powoli, niepozornie pożerał całą jej energię i chęć życia. Wlazł jej na głowę, zatruł krew, zgwałcił myślenie. Wszystko, co robiła, bądź też wszystko, czego nie robiła, było wręcz napędzane przerażeniem, panoszącym się w jej wnętrzu. Teraz też się bała. Tysiące razy wyobrażała sobie, jak stawia pierwszy krok po wyimaginowanej drodze, by chwilę później zatracić się zupełnie, odrzucić głowę do tyłu w geście wolności i - tak zwyczajnie, po prostu, BEZ LĘKU - umrzeć. Zakończyć passę obaw wraz z ostatnim tchnieniem. Poczuć, choć przez sekundę, smak prawdziwej swobody.
Uniosła powieki. Sprzeciwiała się rażącemu słońcu, mrużąc oczy, jednak ono w końcu i tak wygrało, zmuszając ją do opuszczenia głowy. Westchnęła ciężko. Gdzie byli teraz? Gdzie byli, gdy jeszcze istniała szansa na jej odratowanie? Czy jeszcze o niej myśleli?
Została sama. Często zastanawiała się, co tak naprawdę powstrzymuje ją przed śmiercią, skoro, do cholery!, jest sama. Czy kiedykolwiek ją kochali i pozwolili jej żyć z miłości? 
Strach. Znowu.
Gdyby spojrzała sobie samej teraz w oczy, ujrzałaby pustkę. 
Pozostawało tylko pytanie, co budziło w niej większe przerażenie: życie czy nagła jego strata. 


I am not here.

post pisany przy utworze:
30 Seconds To Mars - Fallen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)