czwartek, 4 października 2012

1. (284)

Wielki strach.
Te emocje przebijają się przez wierzchnie warstwy złudzeń. Drylują moją psychikę i dążą do powierzchni, do światła, do jasności, w której prostym czynem jest ujrzenie prawdy. Mają głosy dobitne jak cisza, ta cisza miażdżąca i rzucająca o ściany, opowiadają historie o tym, jak staję się jednym z elementów wyboru. Jak jestem opcją i się mnie odrzuca. Jak sama siebie cenię za wysoko, za mocno, za bardzo, jak często łudzę się, że widać we mnie barwy, a szarość mimochodem zlewa mnie z podłogą i biegnę w mgle bez przeznaczenia, nie czekam, nie szukam, chcę tylko... chcę tylko...
Łzy.
Dno w każdym wymuszonym śmiechu. Dno we wszystkich słowach wypowiedzianych typowo pod publikę, by poruszyć ich usta, odwarstwić od nich cząstkę radości. Dno w każdym porannym przetarciu oczu i spojrzeniu w połamane z rozpaczy lustro. Dno. Pełne ciemności i niechcianych map myśli, powiązań, notorycznych skojarzeń i zakrzywień obrazu. Zajrzałeś kiedyś do studni? Dno. Co widzisz? Swoje odbicie.
Patrzę na naszą codzienność raz po raz i nie boję się siebie, nie boję się smutku ni odmienności. Boję się, że mi cię kiedyś zabiorą. Wyrwą jak sępy padlinę i tylko parę piór na ziemi zostanie.
Nie chciałabym.
To pewnie banalnie oczywiste, a jednak powtarzać będę, że nie chciałabym. Żeby nikt nie zapomniał. Łatwo wrzucić na tył głowy skomplikowane czyjeś wartości i tak po prostu kraść ludzi, sprzed nosa. Muszę więc wrzeszczeć na całe gardło, kogo kocham i kto mnie za rękę potrzyma, gdy będę oglądała panoramy blokowisk z lotu ptaka. A przyszła jesień. TA jesień. Nie jakaś letnio-wiosenno-bylejaka, TA. Ta, podczas której liście szeregami spadają z drzew na pastwę pogniecenia, a wszystkie mądre ptaki zostawiają nasze zapleśniałe niebo na rzecz błękitów przejrzałych, czystszych. Będę tej jesieni mądrym ptakiem, prawda? Będę? Ta, dla której deszcz jest niemal imieniem i błocą się ludzkie życiorysy, nosy lepią do szyb, wszystko się skleja, miesza, brudzi i kotłuje. Nic nie ma celu i celem jest wszystko. Mamy po paręnaście, - dziesiąt lat, i czujemy się niepewnie, zimno nam, chowamy dłonie do kieszeni. Jak dzieci, wypatrujemy świateł w oknach domu, a domów nie ma, dusz nie ma, bezdomni chodzą, gubią cienie.
Nie tak. Po prostu nie tak.


Those vicious streets are filled with strays.

post pisany przy utworze:
System of a Down - Lost in Hollywood

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)