wtorek, 1 maja 2012

1. (246)

Odbijam śmiechem wszelkie słowa z zewnątrz. Reanimuję się wesołym zarysem twarzy, korzystnym układem zmarszczek mimicznych. Jak ktoś umiera, to ciągle się cieszę, jak potykam się, to wiecznie się śmieję, jak nawet płaczę, to i tak mam radość na twarzy, tak bardzo mi to udawanie skrzywiło psychikę. Utknęłam w martwym punkcie upadania, które wygląda ładnie, które zawsze odbywa się z gracją. Zatopiłam się we własnej grze, nie mogąc wyrwać z siebie choć odrobiny realności własnego ego. Choćbym tarła twarz drucianą gąbką i polewała rżącymi kwasami, to i tak ciągle rozciągnięte usta mam na kształt cienkiego księżyca. Wybucham głośno, gdy tylko do mnie mówisz, gdy tylko cokolwiek w stosunku do mnie robisz, gdy każdy gest kierujesz do mnie i każdy wzrok pod moim kątem. Wybucham soczyście i pełnym głosem, krztusząc się krwią, rzygając błotem, rwąc z głowy włosy i zrywając strupy. A wszystko to po to, by się schować - za dźwiękiem własnego śmiechu, za obrazkiem grzecznej, wesołej dziewczynki. Aby tylko nikt nie widział i nawet nie pomyślał, że we własnej głowie chowam psychiatryk. Że każdej nocy umieram wraz z rykiem, z gnijącą nadzieją i pustym szeptem. By każdy przypadkowy przechodzień odpowiadał mi "dzień dobry". Bo nie być sam na sam, z własnym szaleństwem, ucieczką i strachem, co to bytuje w mych żyłach od dawna.
Kiedyś, gdy już pochowam wszystkie zdjęcia i pousuwam smsy, pozapominam wryte mocno w duszę słowa i zetrę warstwę wspomnień z twarzy - może wtedy wam pomacham, tak ostatni raz, na pożegnanie. Przerzucę słodko włosy, kilka pasemek ukryję za uchem, i może nawet ubiorę normalne ubranie. Będę tak wolna, jak nigdy dotąd, będę cudownie czysta, lekka i niczyja. Wtedy, gdy spojrzę na was z góry, na pewno będę uśmiechać się szczerze. Bez tego znanego jak dobrze naciągania, z całkowitą szczerością, umieszczoną gdzieś w oczach. I jeszcze nawet odezwę się choć słowem, żebym nie musiała chować myśli w sobie. Krok potem zrobię, kolejny może... i jeszcze dwa, i trzy i osiem...
W końcu zobaczę, jak to szybować, lecieć wprost na spienione morze, jak jest obrywać po twarzy falą i rozbijać głowę o morskie skały.


Mad. So fucking mad.

2 komentarze:

  1. Każdy Twój uśmiech, fałszywy czy prawdziwy, jest dla mnie w danym momencie jedyny. Nie myślę wtedy ile wysiłku włożyłaś w to, aby właśnie taki był. On jest. To egoistyczne, ale tylko to się wtedy liczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Otaczają nas ludzie którzy maja tak samo ale niestety mijamy się myśląc że nie ma drugiej osoby na świecie co czuje podobnie. Wszyscy możemy być w tłumie co nie znaczy że nie będziemy się czuć samotnie...

    "samotność to taka straszna trwoga..."
    Ps. cieszę się ,że znów piszesz :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)