Ziemia przesuwa się pode mną, jej też wstyd, nie chce mnie dotykać, nie chce się zarazić, nie chce przypominać kogoś tak rozbitego. Wszystkie motyle, jaskółki i dżdżownice poszły żyć sobie gdzie indziej. Trawa przebija się po drugiej stronie globu. Nie wszystkie cuda są dobre. Do nosa wpełza zapach spalonej skóry. Światło rozciąga się w obrazie sepii. Wszystkie skurcze serca machają mi na dobranoc. A ja nie chcę spać, lubiłam przecież spacerować w deszczu z aniołami, lubiłam tarzać się w szczęściu, lubiłam od czasu do czasu płakać z radości, a niżeli oglądać przepaści własnej nieidealności. Gdzie to wszystko odeszło?
Pada, pada, coś skapuje z nieba, coś się Bogu niechcący wylało, bo nie wierzę, że płacze nade mną jak nad zagubioną owieczką. Ale Bóg dziś z Tobą nie porozmawia. Ma wizytę u psychologa.
Jak to jest patrzeć na wielką, czarną, przeraźliwą bestię o sześciu miliardach rąk i dwunastu miliardach oczu, która sama siebie powoli zjada? Albo, co gorsza, jak patrzeć na stwora, którego się stworzyło ongiś, jako nieskazitelny kwiat o barwie muślinowej? Boże, chyba jednak ciężko być Tobą.
A ja tylko chciałam nie czuć. Nic więcej.
Czekanie staje się zabójstwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)