sobota, 14 kwietnia 2012

12. (242)

A wszystko to przez tykającą, samodestrukcyjną  bombę, którą połknęłam parę lat temu na śniadanie w jeden z zimnych dni wczesnej wiosny. Wszystko przez tą naiwność, której oddałam się tak bezpowrotnie, bez rozumu, bez choćby odrobiny zdrowego rozsądku... Zatraciłam się. Chłonęłam wszystko i zasłaniałam oczy, by zakłócić granicę pomiędzy żartem a szaleństwem. Myślałam, że nawet Boga zdołam oszukać. Stałam się własnym panem i niewolnicą jednocześnie, swoją sponsorką i suką, matką i córką. I upadłam. Dynamit w żołądku zadrżał bojaźliwie, nie wiedząc, czy to już, czy teraz ma wystrzelać. Czy ma się rozsypać i połączyć z czystością powietrza na rzecz jednej, głupiej dziewczynki, dążącej do zatracenia, do nicości. Czas zrobił obrażoną minę i gnał z dnia na dzień coraz szybciej. A ja? A ja zostałam. Nostalgicznie czołgałam się po błocie dnia, każdego od nowa, każdego z coraz większym trudem. Słoność powiek i chowanie krwawiącego serca po kątach przeplatałam z nadludzką obojętnością do samej siebie, agonię mieszałam z pustką, przez którą nie chciało mi się nawet zmyć makijażu, która sprawiała, że nawet lustra krzywiły się na mój widok, na widok zszarzałej, marnej gałązki, łamanej nie raz przez silne dłonie i klejonej zmoczoną łzami taśmą. Czy tego chciałam? Czy tak miało wyglądać moje nowe życie?
To trwa do teraz. Rwę ze strachu zasłonki i chowam się pod kołdrą. Zdechłam.. Dawno temu. Sądzę, że nawet przegapiłam swój pogrzeb. Ale to chyba dobrze. Nie lubię patrzeć na zimny podmuch wiatru, zabierający nagle zwiędłe liście z ziemi i rzucający nimi niczym śmieciami. Nie chcę widzieć siebie w liściach. Mo grób jest całkiem przestronny. Wybudowali tu wiele betonowych bloków i brudnych od deszczu ulic. Mam paru kolegów, koleżanek trochę, ogólnie to się uśmiecham, macham im na powitanie. Czasami zamykam oczy, kładę głowę na drewnianą poduszkę, by zaraz zerwać się na dźwięk budzika. Do ust wędruje łyżka, druga, trzecia. Mam tutaj w trumnie swój prywatny świat. Mam parę okien i kilka wspomnień, i chyba wolałabym umrzeć normalnie. Sztuczność mojego śmiechu odbijanego echem od ścian zaczyna być nużąca.
I gdyby mieli zostać wszyscy ci, którym naprawdę zależy - zostałabym niemal zupełnie sama.
Już chyba wolałabym normalną trumnę.
Pod ziemią. I niech nawet zżerają mnie robaki. Zawsze to lepsze, niż pasożytnicze słowa wypalające duszę.


Szaleństwo włożyło nas do worka i wyrzuciło na poboczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)