czwartek, 8 marca 2012

6. (221)

Mając za sobą parę doświadczeń, nauczyłam się już, że po każdym uczuciu, cierpieniu czy porażce zostaje w nas masa pyłu, okruchów, strzępów ciała spalonego przez ból. Właściwie na świecie nie ma niczego prócz śmierci, co byłoby w stanie oczyścić człowieka ze wspomnień i zetrzeć ze skóry blizny zadawane przez świat. Nawet gdy coś się kończy, to w rzeczywistości trwa w nas dalej pod postacią sentymentów. One są groźniejsze, niż się wydaje. Należy pielęgnować każde z nich ze szczególną troską. Nikt nie wie, kiedy z żarzącego się węgielka powstanie wielki pożar. A przecież wystarczy tak niewiele. Wiosenny, fałszywy powiew przereklamowanego optymizmu i lekki uśmiech niesiony wraz z chmarą ptaków powietrznymi drogami. A ja zawsze będę już tą, którą najlepiej opisuje się słowem "naiwna". Zawsze będzie we mnie wiele pozornie wygaszonych wspomnień, które tylko czekają, aż szczęście się uśmiechnie - no ale przecież co mnie tam obchodzi, że to po prostu uśmiech pogardy i lekceważenia... Ja przecież zawsze jestem mądrzejsza od samej siebie, ja wiem lepiej niż sumienie, lepiej niż rozsądek, lepiej niż wszyscy mędrcy świata razem wzięci. Mimo wstrętu, jaki wpełza na moją twarz przy każdorazowym spojrzeniu w lustro, to i tak mam w sobie za dużo egoizmu, niepoprawnego i pierwszorzędnego egoizmu, który każde mi twierdzić, że tylko ja mogę zrobić coś dobrze, że tylko ja wiem, co dla mnie dobre, że tylko ja panuję nad swoim życiem, i nie, do cholery, wcale nie jest mi specjalnie ciężko,a te kropelki rosy na twarzy to po prostu efekt uboczny nadmiaru pozytywizmu... Kiepsko kłamię, jeszcze gorzej rozpoznaję kłamstwa. Ale co tam, przecież w gruncie rzeczy lubię ból. Gdybym nie lubiła, to nie pozwalałabym, aby zajmował niemal każdy wieczór, zasłaniał wpadające przez okno światło poranka, malował wszystko na buro-szaro-czarno.
I już sama nie wiem, kto jest mną, a kto dla mnie. Już sama nie wiem, kim steruję i co jest prawdą w najczystszej postaci. Słowa tracą na mocy, gesty są odruchem pustym i automatycznym. I pozostaje jedno pytanie. To ja zobojętniałam, czy inni?
Może nigdy tak naprawdę nie byłam wrażliwa, tylko głupia i chora. Chora na życie. Defekt zepsutego dzieciństwa i paranoi zamiast mózgu. Aż chce się żyć, wejdź, Kostucho, rozgość się. Widzisz, jak mi na tej ziemi dobrze?


Te bezsenne noce,
kiedy Bóg zamyka okna, drzwi i zapycha komin...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)