czwartek, 22 marca 2012

13. (228)

Ktoś przyszedł w nocy, wziął mnie w silne ramiona i włożył do nagrzanego piekarnika. Wysuszyłam się z emocji. Obudziłam się kompletnie powykręcana i sama sobie nieznana. Nawet nie czułam bólu. Tylko ten strach, że nie jestem sobą, że coś zmieniło się podczas ciemności za oknem. Ugotowano mi duszę we krwi rozgrzanej do dwustu dwudziestu stopni Celsjusza. Upieczono serce. I pozornie nadal żyję, choć przecież nigdy nie do końca. Skłonność do umierania mam w sobie od dawna, do umierania kulturalnego, na piątym schodku i ósmym piętrze. Przy zachodzie słońca i nad ranem. Na środku drogi, w tłumie, wewnątrz, niepozornie. I wszystko zaczyna się z niczego. Tak, jakby cały świat po prostu był idealnym powodem. Jakbym to nie ja decydowała. Jakby mój życiorys był w rękach bezlitosnej bestii, która nawet nie słyszała o litości. Intensywność tęsknoty zaczyna wypierać z płuc powietrze. Żyłami płynie popiół. Stoję prosto, patrzę przed siebie tępym wzrokiem. Twarz smaga mi porywisty wiatr nadziei splamiony wyobrażeniami o niemożliwym. Próbuję się modlić, ale mój głos się ulatnia, wplątuje w strumień tlenu, azotu i zła. Staję po raz kolejny przed ścianą, na której wisi ledwo widoczny obraz Najwyższego i czekam. Aż miłosierdzie przyjdzie znowu. Samo. Cienie suną po podłodze. Czekanie z każdą sekundą wyzbywa się okrucha sensu. Wszelkie wartości rozbijam z hukiem o podłogę i chcę czym prędzej zapomnieć o człowieku, którym się stałam. Nie potrafię nawet krzyczeć. Zgubiłam moment, w którym sama z siebie zrobiłam wariatkę z mocno zarysowaną psychiką. Zgubiłam wszelkie słowa, głowa pusta, mózg próżniowy, serce sproszkowane, usmażone, nie moje.
Ktoś przyszedł w nocy i zaraził mnie. Straciłam radość z wyczekiwania cudów. Liczę, że to się zmieni, nim choroba zeżre całe ciało, każdą komórkę, każdy atom, każdy unit mojej egzystencjalnej postury. Próbuję się otrząsnąć, lecz to tylko jeszcze bardziej mnie kruszy. Nie mam sił, a może tylko tak mi się wydaje. Może je mam, ale nie doceniam. Może trzeba mi Anioła, co jednym słowem wyrwanym z kącika ust obudzi zaspane serce.
Ja już nic nie chcę. Prócz lekkości.
Nic więcej.


Nie mam recepty na szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)