poniedziałek, 13 lutego 2012

9. (204)

Kiedyś było mi łatwiej, nawet jeśli spod leżących na ziemi upadłych marzeń wydobywała się dołująca, toksyczna  mgła a serce produkowało krew z niedoborem endorfin. Nawet mimo złej aury jakoś nie spotykałam się z aż tak wieloma przeciwnościami losu. Żyłam, że świadomością przegranej, z brakiem doświadczenia, z śladami po ukąszeniach zimnego węża żyjącego między kartkami słownika, z kompletnym brakiem składu i ładu i z własną, chorobliwą tendencją do pogarszania sytuacji niekontrolowanym przejawem pesymizmu. Teraz zbyt wiele rzeczy rozpadła się niekontrolowanie, zbyt wiele krzywym pismem zostaje naniesione na karty przeszłości bez mojej zgody. Nadeszły złe czasy dla wrażliwców. Nie mam już gdzie uciec przed tsunami nienawiści i znieczulicy, nawet w sobie nie mogę się chować, mam ciało zimne i wątłe. Każdy krok trwa wieczność, a w efekcie końcowym i tak nadal stoję w miejscu. Coś trzyma mnie przy tym stanie, coś nie pozwala mi odciąć pępowiny od własnych, skażonych łzami wspomnień. Uważamy się za twardych, mocnych i niepokonanych. Przejmujemy władzę nad własnym, małym światem i wmawiamy sobie drżącym głosem, że damy radę. A nie damy. Jesteśmy nadal tymi małymi niemowlakami, przerażonymi, nagimi i porażonymi zimnym światłem porodówki. Od lat wciąż ta sama śpiewka. Od lat wciąż ten sam lęk. Przed odrzuceniem, bólem i pustką. Lęk przed prawdą i byciem sobą. Lęk, który wciąż przybiera na sile i z czasem staje się fobią, czymś, co nieustannie blokuje i ogranicza. Czymś, co wbrew wszelkim zasadom, jest zabójcą nie z nożem, ale z ciepłym głosem i trucizną w kieszeni, którą sprawnie wsypuje w nasze serca. A z serca proszek płynie żyłami i dociera wszędzie, WSZĘDZIE. Oby tylko cię osłabić, odebrać ci siły, pokonać cię i pokazać ci podłogę z perspektywy mrówki. To nie upadki są złe, tylko moment, w którym nie decydujesz się na powstanie. Zła jest chwila, gdy padasz na kolana, ale nie błagasz i nie prosisz o pomoc, a jedynie czekasz, aż ktoś dokończy twoją mękę szybkim pociągnięciem za spust.
Kiedyś było łatwiej. Zasypiałam lekko, mimo krzyża na plecach. Dziś wiem, jak lekki i mikry był. Lecz to nie ma znaczenia. Gdziekolwiek i kiedykolwiek będziemy, bez względu na stopień cierpienia będziemy czuć to dziwne kłucie w sercu. Zawsze wydaje się nam, iż jesteśmy już głęboko, dopóki nie wkopiemy się głębiej.
A wkopiemy się na pewno.
Czuję to.
Czuję to w powietrzu.


Zobacz, czym teraz jestem. 
Zobacz i powiedz, czy podoba ci się Twoje dzieło zniszczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)