niedziela, 5 lutego 2012

4. (199)

Można budować coś latami. Kształtować to, śnić o tym, marzyć i niemal nieustannie o tym myśleć. Można tak wykreować sobie sens życia, zbudować sobie paranoiczną świętość. Właściwie nawet nie trzeba wiele, by pochłonąć się zupełnie, zagubić, poplątać. Są na świecie stany, rzeczy i ludzie, którzy przyprawiają o zawroty głowy i na dodatek, nieumyślnie, wchodzą w nią, w myśli, zapuszczają tam korzenie i niezwykle trudno ich potem wygonić. Ja się zapędziłam i z impetem wtoczyłam się do rzeki bez umiaru. Do rzeki z łez, ale i zachwytu. Zbudowałam w sobie uczucie, nie patrząc na konsekwencje. Zbudowałam ogromny stos z emocji, kłamstw i złudzeń. Pracowałam nad nim, tkałam go z precyzją co do jednego słowa. Aż do momentu, gdy... zburzyłam to. Zniszczyłam. Rozpadło się moje morze, wylało na brzegi. Każdy medal ma dwie strony. Teraz, gdy patrzę na ziemię i widzę strzępki moich marzeń i pragnień porozrzucanie tu i tam albo odłamki uczuć tkwiące od dawna w moim sercu, a teraz niewinnie zdobiące powierzchnię globu, to już wiem, że czasami właśnie zniszczenie jednego z elementów naszej egzystencji jest w stanie udowodnić, iż bez niego też da się żyć - i to nawet jakby łatwiej. Nie wszystkie nasze "sensy życia" rzeczywiście nimi są. Czas nie zawsze leczy rany, ale zawsze daje możliwość patrzenia na pewne sprawy z perspektywy innej, niż ta powstała pod wpływem emocji. Czas jest nauczycielem, który, mimo tego, że nic nie mówi, uczy nas postrzegania życia w taki sposób, by uczyć się na błędach i odróżniać je od zmian, które są konieczne. Może ten wieczór nie przyniesie ze sobą wszystkich odpowiedzi i nie pozwoli mi jednoznacznie osądzić, czy moje egoistyczne postępowanie przyniesie korzyści, ale tej nocy, gdy księżyc będzie zaglądać mi do okna wyszepczę cicho, tylko pod nosem, dwa słowa. Uwolniłam się. Skutecznie mniej lub bardziej, ale wreszcie. Wyrwałam z serca to, co nie pozwalało moim oczom dostatecznie wyschnąć. Nie musi być lepiej w praktyce. Może nic się nie zmieni. Ale, tak czy siak, mam w sobie jakąś dziwną satysfakcję zmieszaną z poczuciem winy. To nic - znam na to lekarstwo, zdobędę je. Znam kogoś, kto powie mi "To nie twoja wina. Kierowałaś się sercem i prawdą. A prawdą zawsze mówi się z miłością".
Uwolniłam się, słyszysz?

Nie każdy upadek jest przegraną. 
Może tutaj, na dole, będzie ci po prostu lepiej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)