wtorek, 14 lutego 2012

11. (206)

Budząc się rano, zaspanym wzrokiem zerknęłam na wyświetlacz telefonu, i widząc 14, jakby zgasłam. Podmuch świadomości wybudził mnie ze snu i przywrócił racjonalne myślenie. Wstałam, leniwie wlokąc stopy po zimnej podłodze i po raz kolejny powtarzałam sobie w myślach, jak to ja nienawidzę Walentynek, tego wydawania pieniędzy na kartki z brokatem i przesadną ilością czerwieni, tych czułości, czerwonych bluzek i serc, wszędzie serca, paranoiczne serce, przyprawiające o palpitacje i odruch wymiotny. Nie wiem, skąd we mnie ta niechęć i sprzeczna z nakazywanymi przez popkulturę postawa. Może, tak jak i wielu innych ludzi, tego dnia, mimo pozornego uśmiechu na widok walentynek, nie lubię ich, bo wszystko wokół wytyka mnie palcami i wrzeszczy, że zostałam sama. Można mieć przyjaciół i znajomych, można dostawać od nich cudne kartki i czytać piękne słowa - ale co z tego? Pytam: co mi z tego w Walentynki? Nic. To nie jest tylko wtorek. To nie jest tylko jakieś święto. Jego oddziaływanie każdy w jakimś stopniu czuje. Ktoś, kto wymyślił ten dzień musiał być wyjątkowo złośliwy i zakochany. Single mogą się twardo trzymać wersji, jak to im dobrze, jak im wspaniale sam na sam ze swoją samotnością, lecz ja w to nie wierzę. Bo czy na ziemi istnieją ludzie, którzy nie lubią i nie chcą być kochani? Czy jest ktoś, kto nie lubi być filmem na czyichś powiekach przed zaśnięciem, ktoś, kto nie lubi siedzieć komuś w głowie, ktoś, kto nie chce być czymś więcej, niż nieużyteczną maszyną do produkcji sztucznego śmiechu i łez w ciemności? 
Ta nienawiść nie wzięła się od tak, znikąd, z dnia na dzień. Jeżeli ktoś nie wierzy w miłość, to znaczy, iż został przez nią skopany (tu, w tym miejscu, pozdrawiam Michała, cześć, cześć, siema) albo nigdy jej nie widział. Po czymś takim można wstać i żyć, ale wewnątrz, w podświadomości zawsze zostaje jakaś chora mania i brak zaufania, dopóki nie przyjdzie z nieba anioł i nie da ci wiary. Dziś mam wiarę, gdy widzę te lekko szybujące pośród atomami tlenu pióra. I nawet jeśli nigdy nie będzie mi dobrze z kartką z napisem "14 luty" na kalendarzu, to mam w sobie odwagę, by snuć marzenia. Niech boli. 
Przetrwam ból, po tylko będąc naprawdę nisko można poczuć zbawienną różnicę, gdy ktoś wciągnie nas na górę i włączy do gry.


Nie mam przeszłości,
mam tylko szansę, by zmienić to,
co zmieniło mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)