czwartek, 16 lutego 2012

12. (207)

Najlepiej skryć się w czterech ścianach głuchego pokoju i wyeliminować wszystkich, prócz siebie. Lepiej po prostu skurczyć się do koniecznego minimum i nawet nie starać się żyć. Ten świat jest oschły, zimny i wredny i tylko tworząc swój własny azyl, wewnątrz siebie, można przetrwać bez uszczerbku na duszy. Tylko będąc na wskroś niczym i nie mając zupełnie nic, można cieszyć się pełną wolnością. Cierpimy przecież przez ludzi - przez ich odejścia, przez ich pochopne gesty, ostre i przenikliwe jak syk węża słowa. Wszystko bierze się skądś. Wszystko ma gdzieś swoje źródło. Źródło, które wysyłając z siebie cienką nitkę dobra, pod wpływem zła na swej drodze zaczyna być przesycone nienawiścią i kłamstwem. Nie chcę pić skażonej wody, wody, z której czerpią też ci zdrajcy. Nie chcę wdychać ich powietrza, nie chcę stawiać stóp, gdzie oni. Nie chcę nic, prócz ciszy, prócz ukojenia. Mam dość wpadania wciąż w tą samą sieć, wciąż od nowa i od nowa. Utknęłam w labiryncie. Labiryncie z krótkich przytaknięć, nieprzespanych nocy, ciszy zagłuszanej dźwiękiem radia, szybkich ruchów ręki i łez zamrożonych tykaniem zegara. Nie potrafię wyjść, nie potrafię wyrwać z siebie plątaniny myśli i potoku wspomnień. Nie potrafię odnaleźć w sobie siły. Coraz więcej we mnie zwątpienia i obaw, przede wszystkim, co mnie otacza. Nie jestem wolna i wcale nie mam wyboru. Muszę znosić wszystko to, z dnia na dzień, wciąż na nowo.  Nie widać tu świateł, nie widać żadnego celu, żadnej drogi. Każda doba wyposażona w ostre kolce  i trujący gaz wypływający ze szczelin ciemności. Rozdzieram swoją skórę i pływam w morzu z krwi i łez. Wszystkie te słowa jakby gasną w moich ustach i nie mogę już utrzymać powiek, nie mogę patrzeć, nie mogę czuć, nie mogę robić nic, bo całe skupienie przeznaczam z przymusu na to cierpienie, na ten wewnętrzny, pieprzony dyskomfort, który wprowadził się na stałe i nie raczy odejść. Nie, nie jest dobrze. Ale czy kiedykolwiek było? Czy "dobrze" trwało w okresie dzieciństwa, gdy po prostu byłam jeszcze bardziej ciałem niż duszą i nie potrafiłam dostrzec wszelakich wad?
Co się zmieniło - ja czy świat?
Serce bije coraz wolniej, powietrze zatrzymuje się w komórkach i zabija je, zabija. Wiruje obraz, nozdrza chłoną zapach życia. Coś znów jest inaczej, niż zaplanowałam. Sama nie wiem, czy bardziej pędzę i nie mogę się zatrzymać czy zrobiłam to już dawno i to nicość wokół mija mnie ze zgrzytem. Wady, zalety, ból, wady, zalety, strach, brak hierarchii, brak zasad, brak wartości, brak wszystkiego, co jest mną. Brak mnie. Mnie brak.


Tonę, tonę, tonę,
kończy się powietrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)