sobota, 7 stycznia 2012

6. (181)

Na ogół to przecież ludzie wymyślają sobie jakiś nierealny stan, nazywany szczęściem. To ludzie sami rzucają sobie kłody pod nogi, myśląc, że poprzez szukanie czegoś odmiennego od bólu naprawdę sobie pomogą. A szczęście przecież nic nie daje, prócz dołującego faktu, że go nie mamy i że zapewne nigdy nie będzie nasze. Z drugiej strony, czego tu wymagać... Wygoniono nas z raju, mamy prawo za nim tęsknić. Aczkolwiek chciałabym dowiedzieć się kiedyś, skąd w nas wszystkich ta chora mania spoglądania wstecz. Skąd ta tendencja to bycia mądrym po fakcie, tak często nawracająca, bez względu na wszystko. Zaprzestanie sentymentalnych podróży chyba jedna z tym rzeczy, których nie da się nauczyć, nawet na błędach. To właśnie przez to nie potrafię za żadne skarby przestać marzyć. Nie ma na to leku. Nie działa zmiana otoczenia, zaprzątanie sobie głowy wymyślnymi czynnościami, spotkania z przyjaciółmi... Nic nie działa. Nie ucieknę od tego. Nie ucieknę przecież od siebie. W dodatku myśli te są wyjątkowo uporczywe i wredne, zawsze wysuwają się przed szereg, zawsze dominują. Mam wysnute sny, paranoiczne sny o wielkiej miłości, cudownych gestach, cichych szeptach i właśnie o tym zepsutym szczęściu. Chorobliwie pragnę, by ciemne chmury w końcu znalazły sobie inną ofiarę, innego kozła. Szłam przez to piekło z nadzieją, z nadzieją bijącą ostrym światłem, wierząc, że przecież kiedyś musi nadejść ten dobry czas, ten czas ulgi, wybawienia, spokoju. A tu nic. Oszukano mnie. To jakaś luka w umowie. Kłamstwo. Nie jest dobrze. Nie jest nawet specjalnie lepiej. Jak więc jest? Nijak. Większość pytań sprowadza się do właśnie tej odpowiedzi. Jak żyjesz? Nijak. Jak leci? Nijak. Jak się czujesz? Nijak. Ogarnia mnie obojętność na to, co się dzieje. A jednocześnie tak bardzo chcę czuć, chcę mieć wypieki na twarzy i szeroki uśmiech. Ale chcieć to nie móc. Chcieć to po prostu chcieć. Nie więcej. Chcenie niekoniecznie jest dobre. Chcenie nieodzownie łączy się niewidzialną nicią porozumienia z nadzieją, która, jak stwierdziłam ostatnio po zbyt długich przemyśleniach, nie jest wcale dobra, chociażby dla ludzi takich jak ja. Nadzieja jest snem na jawie, do którego jeszcze nie przywykliśmy, nie zaakceptowaliśmy anormalności przedstawianych przez nią scen. Nadzieja jest swego rodzaju narkotykiem dla wrażliwców. Wstrzykujemy ją sobie do podświadomości, zaraz potem czując jej działanie, jej cudowny efekt, polegający na nieco lżejszym, złudnym spojrzeniu na życie. Nadzieja jest dla nas, pesymistów, czymś obcym, substancją nieznaną duszy. Nadzieja powinna być zakazana. Nie dlatego, że jest zła. Dlatego, że często znika, gubi się, zaciera. Nadzieja nas wykorzystuje, pieprzy bajki o szczęściu, a my jej ufamy. My ją kochamy. Uzależniliśmy się.
I wiesz, co ci powiem? Nie ma odwyku. Żyj z tym. Umieraj z tym. To rzeka, do której nie da się wejść drugi raz. To rzeka, z której po pierwszym razie już  nie da się wyjść.
I żyj z tym. Wierz w szczęście. Zobaczysz, jak zaboli, gdy ktoś cię w końcu uświadomi.


Jeśli czujesz to co ja, 
to chodź tu, cierpmy razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)