wtorek, 3 stycznia 2012

3. (178)

Nie da się opisać cierpienia, gdy nagle dowiadujesz się, że niemal całe twoje szczęście, cały sens nagle zniknie, przestanie ci pomagać, wspierać cię, budować twoją siłę. Przestało być szaro. Teraz jest czarno. Zgasło światełko, zniknęła szansa, rozpłynęła się pochopna nadzieja, świadcząca o głęboko zakorzenionej naiwności. Ale przecież tak było zawsze. Nadzieja zawsze idzie w parze z naiwnością. Jeśli ufasz - ryzykujesz. W gruncie rzeczy przecież wszyscy w jakimś stopniu doświadczamy bólu po stracie czegoś, w co wierzyliśmy. Ból to własność jak najbardziej ludzka. I nieodzowna. To wydaje się proste, choć przecież wcale nie jest. Czasem po pewnych słowach przestaje się czekać, przestaje się wyglądać, przestaje się wierzyć... Żałosną matką jest nadzieja, zawsze tak czuła, wręcz nadopiekuńcza. A tu proszę. Uciekła. Niczym spłoszona stadnina na widok wilka. Uciekła. Biegnąc, przeryła swoim ostrzem po duszy. I uciekła, jak głupie dziecko, kryjące się przed karą za zbicie wazonu. Uciekła. Zostawiła mnie, z tym cierpieniem, z tym uczuciem straty i przegranej. Nie pomyślała, jak to boli, jak pali mnie świadomość pustki. Nie przewidziała, ślepa idiotka, że to przecież tylko ona trzyma mnie tu, na Ziemi, ponad stosem ciał tych, co nie zdołali dograć scenariuszów Boga. Teraz także mogą upaść i zginąć w podobnych okolicznościach, jeżeli tylko moje pasy bezpieczeństwa uszyte z niepewności i pesymizmu pękną i upuszczą mnie, skażą na śmierć w powolnej ciszy, w ciemności i duszącym zapachu dusz już dawno wyblakłych i umarłych zbyt wcześnie. Byłam przecież tak blisko nieba, widziałam anioły stawiające kroki lekko na puszystych culumbusach, rozmawiałam z nimi, słyszałam ich śmiech, powtarzali mi, że muszę nauczyć się żyć sama z sobą... A teraz... Skończyło się, zablokowali przejście, zaryglowali drzwi, zmienili zupełnie zasady gry.
Nie chciałam tego. 
Nie chciałam, by nagle wszystko rozwiało się na wietrze. Ale nadziei już nie ma. Halo! Nie ma jej tu. Poszła. Zostawiła nas. Teraz nie ma barw, nie ma głosów, nie ma liczb, nie ma zegarów. Nie ma czasu. Myśli się rozbiegły. Przestraszyły się, gdy powiedziałam im, że ich sens zniknął. Nawet te szare, zwykle stoickie komórki, jakby się zasmuciły.
Bo to koniec.
Finito.
Szczęście nie może trwać wiecznie.
A Ziemia to nie miejsce dla Aniołów.


Naucz się cierpieć.

1 komentarz:

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)