poniedziałek, 19 grudnia 2011

5. (168)

Jak się cierpi, to cała reszta zaczyna znikać za mgłą. Nie wtedy rzeczy ważnych i ważniejszych. Jest tylko ten ból i jego powód. Jest tylko ta chwila i świadomość, jak bardzo samych siebie zawiedliśmy. Jest tylko to dziwne, nieokreślone uczucie, w sercu, nieprzyjemne, bolesne, ale zdecydowanie bardziej psychiczne niż fizyczne. Wszystko można znieść - piekące od potoku łez oczy, roztrzęsione, rozdygotane serce, drapanie w gardle od płaczu, łomot w głowie... Wszystko, z wyjątkiem tego bólu, którego zwykłam nazywać rozczarowaniem i tęsknotą w jednym. Czasem po prostu nie da się przeskoczyć pewnych etapów cierpienia. Trzeba wylać hektolitry łez, przesiedzieć kilka godzin bezczynnie, pobłądzić parę nocy w labiryncie myśli - to oczyszcza. Jak antybiotyk - pomaga, choć nie jest wcale przyjemne, a jednak konieczne. Wszystko po to, by być pustką. Ale tylko taką, którą można ponownie napełnić nadzieją i prawdą. Gorzej, gdy wraz z wylaniem wszelkiego bólu w ciekłym stanie skupienia wszelkie rany zaszyjemy nicią egoizmu. Wtedy nadejdzie prawdziwa tragedia. Obojętność. To jest pustka. Próżnia wewnątrz ciała. Stan nicnieczucia. Podobno po każdej powodzi w końcu wstanie słońce. Najbardziej krytyczny moment mam już za sobą. Teraz tylko czekam na ten suszący błysk światła, czekam na moment, gdy nie będę łudzić się, że świecąca żarówka może być źródłem nadziei. Czekam na chwilę, gdy moja głowa uwolni się od tego bólu. Usuwam się w cień - to moja technika. Właśnie tak ucieka się od miłości. Tak się poddaje, właśnie tak. Tak się upada, aczkolwiek zawsze z uśmiechem, bo "co ludzie powiedzą...". Schowam to uczucie, głęboko, w zakamarki serca. Będzie kuło mnie i uciskało, lecz jestem w stanie się przyzwyczaić. Jedyne, co mogę zrobić, to nie zrobić zupełnie nic.  Jestem w zgodzie z prawdą - a prawdę mówi się zawsze z miłością. Zrobiłam swój ruch. Czy był dobry - to okaże się w trakcie dalszej gry.
Nie, to wcale nie oznacza, że mam siłę, by powstać. Jeszcze długo tu poleżę. Jeszcze długo będę miała nadzieję, zapewne do momentu, gdy poziom wody opadnie i zobaczę, jakich ta ulewa uczuć dokonała zniszczeń. Zapewne do momentu, gdy ten świat spojrzy na mnie z wyrzutem i powie "Zobacz, co zrobiłaś..., to nie ma sensu, nikt cię tu nie chce, JA cię tu nie chcę". Wtedy znów zamknę się w pokoju i będę pluć tym stanem, będę pozbywać się go, będę wylewać te emocje i uczucia przez wszystkie pory i błony śluzowe. Będę rzygać miłością. Będę nią gardzić... Choć tak naprawdę, w środku, czuję, że to nie będzie takie proste, jak wklikanie paru słów na klawiaturze.
Słowo "ból" jest zdecydowanie za krótkim odzwierciedleniem tego, co się pod nim kryje.


Nie myśl, że jeśli uciekniesz,
ktoś zacznie cię gonić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)