piątek, 11 listopada 2011

9. (148)

Nie trzeba mnie walić po twarzy, nie ma potrzeby, żebyś podstawiał mi nogę, nie wysilaj się i nie kop mnie w brzuch. Takim bólem mnie nie złamiesz, więc nie próbuj, na marne pójdzie twój wysiłek. Ale wiedz, że czasem jedno zdanie, słowo, sylaba wpełza we mnie, przechodzi przez przełyk, rozrywa go, potem przez żołądek, tak, pamiętam to uczucie dokładnie, jakby przez moment w brzuchu była bryła żelaza nie do strawienia. Potem, przez żyły, płyną te słowa, płyną, ranią, rozszarpują żyły, krew się wylewa, dociera do oczu, a w nich w dziwny sposób staje się bezbarwna i słona. Chce uciec ode mnie, ale je powstrzymuję, z trudem, sił we mnie tak mało. Ale to nie ten moment najbardziej mnie krzywdzi. To chwila, gdy twoje myśli docierają do moich. I zderzają się, zderzają się w walce, która trwa ułamki sekund. Wtedy moja dusza przegrywa, zdaje sobie sprawę, że świetnie wyszkoliłeś język, on doskonale wykonał cel, niewidzialnymi rękami liter wziął gwoździe i przybił mnie do ściany. Takiego bólu nie rozumiem, nie potrafię opanować, nie kontroluję go. Jest taki przeszywający, jest tak głęboki, zostawia blizny, trwałe, a niewidoczne. Nadal chcesz mnie niszczyć? To mów do mnie. Mów, jaka jestem. Powiedz, że jestem idiotką, że jestem głupia. Nazwij mnie jakimś perfidnym epitetem. Określ, jaki ze mnie nie-ideał, no dalej, dalej. Wierz lub nie, to o wiele skuteczniejsze niż kuksańce w bok, niż szarpanie za włosy. Bólu fizycznego nie powinniśmy nawet porównywać z psychicznym, ten drugi jest nieporównywalnie większy. Jest nieporównywalnie większy, silniejszy, niewidoczny...
Albo nawet nic nie mów. Tylko wytknij mnie palcem, spójrz na mnie z pogardą, wybuchnij upokarzającym i poniżającym śmiechem na mój widok. Takie nic, a tak boli. Być może nie potrafisz tego zrozumiesz, nie zaliczasz się może do grupy głupców (nad)wrażliwców. Może nie wiesz, co oznacza dla takich ludzi słowo "noc". To czas, gdy sen jest tylko dodatkiem. Nocą się cierpi najmocniej. Nocą łzy płyną jak z kranu, wszystko jest takie puste, beznadziejne, samotność wlewa się przez szpary, ciszę zakłóca tylko rytmiczne pochlipywanie i gwałtowny oddech. A ty? A ty żyjesz z dnia na dzień, cieszysz się ze wszystkiego, uśmiechem jesteś nawet bardziej niż sobą. Martwisz się małą sprzeczką z ojcem, kiepską oceną, albo nawet i się nie martwisz. Szkoda, że nie widzisz, jak wbijasz w ludzkie dusze noże, masz ich mnóstwo, wypadają ci z kieszeni, ranią, ranią, ranią, zabijają. Uświadom to sobie. Zrozum to. Jeden zabójca mniej to już sukces.


Ciśnienie wzrasta,
deszcz, woda,
deszcz
na policzku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)