środa, 9 listopada 2011

8. (147)

Ten czas biegnie za szybko. Czuję to mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Okres beztroski i wiecznego śmiechu mam dawno za sobą, a teraz, gdy patrzę na kalendarz, uświadamiam sobie, że przecież za parę miesięcy będę już w liceum, będę zupełnie w innym miejscu. Z dnia na dzień będą wymagać ode mnie coraz więcej dojrzałości, choć w głębi duszy mam poczucie, że nawet nie zdążyłam skorzystać z darów losu. I czego chcę od tego życia? Chociażby tego, by zwolniło. To tempo jest wysoce niebezpieczne. Mój najlepszy czas minął, ale nie chcę, by zatarły się wspomnienia. To jedyne, co mi zostało z przeszłości. Ja nie chcę zapomnieć. Nie chcę, by chwile znikły, nawet te złe ulokuję w sercu. Bo to przecież wspomnienia tworzą moją emocjonalną stronę. To one mnie uczą tego życia, poruszają mnie niczym gracz pionek, choć mam na oczach opaskę. Muszę ufać przede wszystkim sobie. I w tym jest największy problem. Nie wiem, kim jestem, co tu robię, co znaczę. Nieświadomie kroczę przed siebie, udając, że mam nad tym kontrolę, że panuję nad swoją egzystencją. To nie tak, nie wierz mi, ja kłamię, kłamię ciągle, ja... Ukrywam pod kłamstwem swoje ego, robię to tylko po to, by uniknąć głupich pytań, by się odgrodzić od tego świata, zamknąć go za żelazną bramą a klucz wyrzucić. Ale tu pasuje każdy klucz, nawet ten z plasteliny czy papieru. Nie da się uciec od tego egoizmu, od fali znieczulicy. Tu wcale nie jest tak kolorowo, jak na obrazkach i pocztówkach. Czekam na jakieś ratunek, na cokolwiek, znak... Nadzieja? Nadzieja to ja. A mnie nie ma. Analogicznie, ona także umiera. Razem ze mną. Jest jedna zaleta: przynajmniej była obok zawsze. I trwała ze mną w tej rutynie tylko po to, żeby teraz zauważyć, jak to wszystko jest nudne, monotonne i płytkie. Tu się nic nie dzieje, nawet nie próbuję tego życia streszczać, bo niemal każdy dzień byłby bisowany przez następny. I nawet, gdy coś by się zmieniło, to i tak mam w sobie poczucie winy. Zmarnowałam cały ten czas... Bezmyślnie roztrwoniłam go, nie umiem nawet sprecyzować, na co. Przeciekał mi przez palce tak delikatnym ruchem, niewyczuwalnym... Tego się nie da naprawić. Jedyne, co mi pozostało, to nie pozwolić by przyszłość miała równie smutne barwy. Czekam jedynie na dostawę farb, uczuć, ludzi... Ktoś tu musi przyjść. Tej pustki jest za dużo, sama jej nie pomaluję...


Poduszka mnie nie kocha,
co z tego, że jest miła
i lubię ją przytulać...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)