czwartek, 3 listopada 2011

3. (142)

Chodzi za mną jakieś dręczące uczucie. Nazywaj to jak chcesz, ja mówię na to sumienie. Ono za mną maszeruje bez przerwy. Przeszłość potrafi zmieszać z teraźniejszością, ta natomiast uwielbia gromadzić wszystko, co może jej się jeszcze przydać, a i tak się NIE przyda. Nie mogę pozbyć się myśli, że gdybym nie rozpoczęła tej złej passy mówienia, to teraz nadal byłabym tą grzeczną dziewczynką, bezproblemową. Mogłam zamknąć usta, przecież da się uwalniać duszę tylko nocą, przez skórę, przez bezsensowne grawerowanie wspomnień i zmienianie ich w coś namacalnego, chropowatego i bolącego. Wtedy jest tak spokojnie. Tutaj, na dole, nie trzeba oddychać, nie musisz się modlić, nie musisz mówić nic. Tu, na dole, w tej ciemności, tu, gdy tylko nastanie noc, umiera nadzieja. A to ona za wszystkim stoi. Za wiarą, za radością, za tym, co bezmyślnie nazywa się dobrem. Jak się nie ma matki, to się nie ma nic. Nadzieja moją matką...
Popełniłam zasadniczy błąd, wychodząc z tej skorupy, zdejmując maskę, zrzucając z siebie tony zasłon utkanych z kłamstwa. Spodziewałam się pięknego słońca i otwartych ramion. A tu nic. Pustka. Zawiodłam się. Piekło jest niewiele gorsze od tej Ziemi, boję się pomyśleć, że Niebo też nie będzie jakoś znacząco lepsze... To życie mnie przeraża. Ci ludzie są jacyś obcy. Nie powinnam była im ufać. Nie powinnam w ogóle łamać tych stereotypów na mój temat. Tego już się nie da naprawić. Pozostanie trwały ślad po mojej głupocie i - przede wszystkim - naiwności. W liście moich wad stoi ona zaraz po wrażliwości. Nadzieja źle mnie wychowała. Wlała mi w żyły za dużo różowego płynu, który, co prawda, zmieszał się ze szkarłatną mazią, ale nie zostawił mojej duszy obojętnie, zniszczył ją, poharatał, upośledził. Rozerwał. A z tej dziury wylały się oceany żali, bólu, hektolitry zwierzeń, prawda znalazła sposób, aby się uwolnić. Była niczym woda z najczystszych źródeł. Ale trafiła w nieodpowiednie, brudne ręce. One zniszczyły jej moc, ubrały ją w szmaty i nazwały kłamstwem. Chodzi teraz po świecie, mija ludzi, wchodzi im do uszu, potem przepływa nerwami do mózgu, wywołując pobłażliwy i poniżający uśmiech na twarzy. Oni wszyscy, co jej doświadczyli, patrzą teraz na mnie krzywo, gdy nie widzę, gdy nie czuję. Oni już wiedzą. Oni oddali się tej przebranej, biednej prawdzie, oni jej nie poznali. Teraz będą pokazywać na mnie palcem. I mówić w myślach najgorsze obelgi. Bo Natalka to jest ta, co lubi być w centrum uwagi i używa najbardziej prymitywnego środka ataku - właśnie kłamstwa. Niewielu odważyło się, by zerwać te kajdany, umyć i oczyścić słowo, dostać się do wnętrza, uwierzyć. Niewielu podało mi dłoń. Nie po to, by mnie wyciągnąć, chyba nikt nie jest w stanie tego zrobić. Po to, by być. Bym potrafiła wierzyć w ludzkość. Bym widziała nie tych, co zgniatają mnie butem jak robala, ale tych, co dostrzegli wodę ze źródła.


Jest już za późno.
Ta noc nadeszła.
Wygoniła nadzieję.
Zabiła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)