poniedziałek, 24 października 2011

22. (131)

Wieczór. Świetny moment, by zatrzeć dokładnie z twarzy egzystencji ten brud, ten kurz, to kłamstwo. Jestem tu, sam na sam z tym wieczorem, jestem tu, choć mam na głowie nieogarnięty bałagan ułożony z niedokończonych spraw. Jestem tu, tylko ciałem. To ciało ma zupełnie inny metabolizm. To ciało nienawidzi ciągania za sobą łańcuchów, które oni wokół niego owijają. Kiedyś moje ciało było tylko moją świątynią. Wąskie, ukryte wężyki lizały moje żebra, wspinały się po moich ramionach jak szczebelki drabiny, wiły się po udach. Teraz... Jestem po prostu nadmuchanym balonem, który został na siłę upchnięty w ramy, do których wcale nie pasuje. Powtarzam sobie "Jesteś silna, oddychaj, udawaj, wytrzymaj". Prawda patrzy wówczas na mnie z politowaniem. Ona wie, jak jest naprawdę. Poddałam się. Tak. Porażka była bajecznie łatwa. Porażka mnie dopadła. Poddałam się...
Tchórz...
Tchórz...
"Ty suko... Jesteś nikim. Jesteś zerem. Jesteś słaba. Tchórz...".
W powietrzu unosi się strach, a ze wszystkich kątów wylewają się żale. Jesteśmy uczeni, aby tego nie dostrzegać, aby nie widzieć niczego. A we mnie? Pustka. Pustka jest dobra. Pustka to siła. Tylko pustych da się napełnić. Moje serce tłucze się w kościstej klatce. Krew sączy się przez szczeliny na ziemię. Słyszę odgłos jakiejś substancji padającej na podłogę i już nie wiem, czy to niedokręcony kran, czy ja. A może jedno i drugie... Cienie się przesuwają, gonią mnie. Sumienie mnie goni. Uciekam. Uciekam, choć ono ma mocne mięśnie i dużo siły. Czuję jego oddech na karku. Obraz się rozmazuje. Jest cicho. Cicho, cicho, cicho. Już po burzy. Minęło najgorsze. Teraz będzie tylko ciszej. Gorzej, ale ciszej. A cisza także jest dobra. Nieobliczalna, ale dobra, bo ma łagodne spojrzenie. Nikt nie spodziewa się, że to w ciszy odgrywają się dramaty gorsze od tych wystawianych na scenie.
Tchórz...
Tchórz...
A!!! Wyjdź z mojej głowy! Zostaw mnie. Chcę być dziś już tylko kamieniem. Nie chcę czuć. Nie tak, nie teraz. Jestem tylko dziewczyną, która potyka się na parkiecie prostym jak blat stołu i nie może odnaleźć drogi wyjścia. Wszyscy na mnie patrzą...
Tchórz...
Idę się schować do ciepłej kołdry, niech to ona mnie dziś broni przed faktami,  które wkradają się do mojej głowy i dźgają mnie nożem prosto w serce. Nie jest dobrze, gdy dziewczynki umierają....


Chcę biec, lecieć, bić skrzydłami tak mocno,
by nie słyszeć niczego
poza łomotem własnego 
serca...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)