środa, 7 września 2011

7. (95)

Jeszcze chwilę temu siedziałam na balkonie otulona kocem. I grałam na gitarze melancholijną etiudę. Było mi tak dobrze, sam na sam ze swoim egoizmem. Zostałabym tam, z wielką chęcią. Ale codzienność woła mnie tak głośno, że nie sposób ją zignorować. Dobija się drzwiami i oknami, nie pozwalając na nawet moment anormalności, odmiany. Nie, nie czuję się dobrze. Coś mnie kuje, w środku. Coś na kształt dawnego cierpienia. Boli mnie serce, zaczęłam rozdrapywać rany. Z żałobnym nastawieniem patrzę w kalendarz i widzę tylko negatywy. Być może nawet nie staram się dostrzegać strony dobra. Bo po co mi ona? Dlaczego mam udawać optymistkę, skoro nie zostałam wyposażona w dobre nastawienie do świata...?
Patrząc w przeszłość widzę wiele chwil takich, jak teraz. Cisza wszechobecna, wszechobecna cisza. Wiele smutku, wiele cierpienia, wiele szaleńczej nienawiści do życia. Mnóstwo sprzecznych emocji i jedno marzenie. Zniknąć. Na zawsze. Uciec od tego, co irytuje najbardziej i od tych, co nawet nie starają się zrozumieć, a i tak "wiedzą lepiej".
Od tamtego czasu bardzo wiele się zmieniło. Od nowa nauczyłam się śmiać. Niepewnie, ale jednak, zaczęłam stawiać kroki w stronę własnego zadowolenia. Nie, nie szczęścia. Bo go nie ma, mówię po raz setny. Równie dobrze można szukać prawdziwego mięsa w parówkach.
Teraz dochodzę do wniosku, że chciałabym zapomnieć o moim życiorysie. Chciałabym go raz na zawsze wymazać z pamięci. Nie chodzi tu o wstyd przed prawdą. Prędzej o tęsknotę do dawnego "ja". Miałam wtedy szansę, by dojść do stanu perfekcji. Zaprzepaściłam to. Zmarnowałam jedyną okazję, aby poczuć się wyjątkowo. Teraz muszę grać tą marną rolę w marnej sztuce. Nie ma szans na wycofanie się. Już z góry zadecydowano za mnie, jak będzie wyglądać moje życie. Nie wiem nic, prócz jednej rzeczy: nie będzie ono idealne. Jak i wszystko inne wokół. Mogę marzyć o przeszłości. Ale czasu nie cofnę. Będę zasypiać z obrazem przeszłości przed oczami. I marzyć. Będę dużo marzyć. Muszę zmotywować się na tyle, by wyjść z dołu, do jakiego się wtoczyłam. Muszę wstać po własnej klęsce. I zacząć na nowo. Z czystą kartą. Rygorystycznie, ale po cichu. Żeby już nikt mi nie przeszkodził w drodze do wiecznej ciszy i spokoju ciała i duszy.


Znajdę nowy dom dla swojej duszy.
I kupię go za wszelką cenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)