Nie wiem, czy ona to czyta, czy nie. W jej życiu nie zawsze świeci słońce, a zegary nie stoją w miejscu. Ale nawet jeśli nie czyta, to wierzę głęboko, że myśli o mnie, tak samo, jak ja o niej.
Ja - Krynka, cicha miejscowość (żeby nie powiedzieć wieś) w okolicach Siedlec, Łukowa. Ona - Przemyśl, piękne miasto, znane mi, niestety, tylko z pocztówek i zdjęć.
Kilkaset kilometrów. Rok bez chociażby jednego spotkania. I to wytrwałe czekanie do wakacji. Do spotkania. Do "tempo Krynka", do "łoj" i innych przebojów, które zna tylko nasza dwójka.
Kiedy wspominam nasze pierwsze spotkanie, mimowolnie zaczynam wierzyć w przeznaczenie. Tylko los mógł sprawić, że prababcią Tyni jest moja sąsiadka. Tylko ten fakt ściągał ją tu, do Krynki. Ten niby szczegół pozwolił nam odkryć, jak piękne są dzieła przypadku. Przecież wystarczyłoby, abym wyjechała w czasie jej pobytu na wsi, przecież mogłam po prostu nie podchodzić, nie zapoznawać się.
Teraz wiem, jak wielki błąd bym popełniła. Wtedy nie mogłam tego zrozumieć. Miałam kilka lat. Chyba 8. Nie interesowało ciche szeptanie i chichotanie na każdym kroku. Teraz dziękuję Bogu. Wzbogacił moje życie. Na nowo.
Muszę nauczyć się dostrzegać to częściej. Nie tylko w urodziny przyjaciół. Nie tylko.
Zawsze.
Zawsze jest ktoś obok.
Zawsze. Wystarczy się rozejrzeć, a nie kryć twarz w dłoniach.
.Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas,
gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.
Jezu Natalka, aż mi się łezka w oku zakręciła.. kocham Cię i tęsknie.. i damy rade !
OdpowiedzUsuńmusimy dać.
OdpowiedzUsuń