Hm, rzadko patrzę na siebie z takiej perspektywy. Owszem, egoistka ze mnie pierwszoligowa. Ale ani mnie to jakoś specjalnie smuci, ani wybitnie cieszy. Skończyłam już z walką z samą sobą. To prowadzi donikąd. Jest bolesne w skutkach, nie tylko dla mnie, ale i dla innych. Efekty tejże bitwy zdążyłam już nieco poznać. W moim ciele nie mieszka już ta sama dusza, co, chociażby, rok temu. Straciłam nie tylko optymizm, ale i wiarę w cokolwiek. Nie ma tego, co lubiłam w sobie najbardziej. Lekkiego kroku w życiu. Opanowania. Spokoju w podejmowaniu decyzji. Zachciało mi się zmian... I wtoczyłam się do wielkiej otchłani, ot tak, dla rozrywki. Teraz nie mogę się wspiąć z powrotem, na górę. Zostałam tu, obrosłam znieczulicą, utknęłam w martwym punkcie. Nie próbuję stąd wyjść. Kolejnych zmian już bym nie zniosła...
A gdyby tak jeszcze raz
widzieć piękno w zwykłych rzeczach?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)