poniedziałek, 5 września 2011

5. (93)

Zbyt bardzo biorę do siebie krytykę, nawet tą ujętą żartem. Sama, na własne życzenie, niszczę swoją samoocenę i, przede wszystkim, dobry humor. Pocieszam się faktem, że i tak zaczęłam postrzegać się inaczej, niż ongiś. Nie, nie lubię samej siebie. Raczej... toleruję. Nic poza tym. Jestem zmuszona do nieustannej obecności niezaradnej Natalki. Czy tego chcę, czy nie, ona jest zawsze. Czasem jej nie poznaje... Momentami zachowuje się co najmniej dziwnie - nie panuje nad emocjami, zaprzecza sama sobie, bredzi. Jej życie jest poukładane w nikłym stopniu. Wierzy w wieczną miłość, wmawiając sobie potem regułkę o nieistniejącym szczęściu. Gubi się. Regularnie. We własnym umyśle.
Hm, rzadko patrzę na siebie z takiej perspektywy. Owszem, egoistka ze mnie pierwszoligowa. Ale ani mnie to jakoś specjalnie smuci, ani wybitnie cieszy. Skończyłam już z walką z samą sobą. To prowadzi donikąd. Jest bolesne w skutkach, nie tylko dla mnie, ale i dla innych. Efekty tejże bitwy zdążyłam już nieco poznać. W moim ciele nie mieszka już ta sama dusza, co, chociażby, rok temu. Straciłam nie tylko optymizm, ale i wiarę w cokolwiek. Nie ma tego, co lubiłam w sobie najbardziej. Lekkiego kroku w życiu. Opanowania. Spokoju w podejmowaniu decyzji. Zachciało mi się zmian... I wtoczyłam się do wielkiej otchłani, ot tak, dla rozrywki. Teraz nie mogę się wspiąć z powrotem, na górę. Zostałam tu, obrosłam znieczulicą, utknęłam w martwym punkcie. Nie próbuję stąd wyjść. Kolejnych zmian już bym nie zniosła...


A gdyby tak jeszcze raz
widzieć piękno w zwykłych rzeczach?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)