środa, 28 września 2011

21. (109)

Gdybym była posiadaczką milionów, zakupiłabym sobie jakąś człekopodobną machinę, która byłaby obok mnie 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Tak, tylko tyle potrzeba mi do szczęścia. Obecności kogokolwiek. W szkole, wśród mnóstwa bliskich mi osób śmiech jest jednoznaczny z oddychaniem. Wracam ze szkoły, w pośpiechu odrabiam lekcje ze słuchawkami na uszach, następnie godzinę poświęcam na gitarę i fortepian. A potem? Cisza. Pustkowie. Lubię to chyba. I nienawidzę jednocześnie. Bo mi nie powinni dawać mózgu. Poprzez proces zaplątanych czynności zaprogramowałam go tak, by myślał o tym, co złe, zimnie i nieprzyjemne. Jestem w środku cholerną pesymistką, wbrew wszelkich pozorów. Tylko pewni ludzie potrafią stłumić moje ponure usposobienie wśród pozakręcanych nerwów i żył tak, by nie dawało o sobie znać. A potem oczywiście i tak te moje niezliczone, zdołowane komórki znajdą sposób, by powtórnie wyjść na pierwszy plan. Do tego można się przyzwyczaić. Ale, na Boga, dlaczego jak jest już "dobrze", to ja i tak wcale się "dobrze" nie czuję? Sprzeczności wplątują mi się w jelita. Nie rozumiem tego i nigdy tak naprawdę nie rozumiałam. Nie pojmuję tych wyrzutów sumienia o nic, nie jestem w stanie przełknąć krytyki i nie umiem się nie przejmować. Choruję widocznie na wysoki stopień egoizmu. Wątpię, by dało się to wyleczyć. Zaleczyć, owszem, ale nigdy usunąć tak na zawsze, doszczętnie. Znam nazwę lekarstwa. Lecz zielonego pojęcia nie mam, jak je zdobyć. Pozostaje mi tylko ciche wzdychanie do Boga. Wierzę w cuda. Ale czy ja jeszcze wierzę w siebie...?




- Dlaczego jest tak, jak jest? Dlaczego nie mogę się podnieść?
- Spalonej zapałki nie uratujesz. Możesz jej użyć, ale to nigdy nie będzie to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)