sobota, 2 lipca 2011

3. (74)

Świat nigdy nie będzie taki, jak bym chciała. Ja też nigdy już nie będę sobą. Bo mnie nie ma. Nie istnieję. Został tylko strzępek nerwów i nieogarniętych myśli. Podobno nigdy nie jest za późno... Niestety, w moim przypadku czas na odwrót zdecydowanie minął. Teraz mogę tylko bardziej się pogrążać. Nie widzę innego wyjścia. Jest tylko gorzej. I coraz ciszej. Nie działają zwroty typu "zobaczysz, wszystko będzie dobrze". Puste słowa nic nie znaczą. Nigdy nie będzie dobrze! Nigdy.
Staram się przeżyć, staram się sprawiać dobre wrażenie. Staram się, lecz nie zawsze mi wychodzi. Efekty często mijają się z celem. Chciałabym usnąć. Ale wiem, że nie mogę. Podobno dla niektórych jestem ważna. Ale na świecie jest ok. 6 miliardów ludzi. Co ja jedna, takie małe dziewczę, mogę zmienić? Jestem małym pikselem w zdjęciu, okruszkiem. Niezauważalnym odłamkiem szkła - raniącym i zranionym. Jestem zagubiona. Myślę, że nawet osamotniona. Psychicznie słaba.
Wszystko właściwie zależy ode mnie. Tylko ja sama mogę zadecydować o swoim losie. Ale po ludzku mi się nie chce. Nawet nie próbuję - boję się porażek, odrzucenia. Boję się kolejnych upadków. To co, że dna już dotknęłam? Zawsze znajdzie się ktoś, kto przybiegnie z łopatą i zacznie kopać ziemię, by dół był jeszcze dłuższy i ciemniejszy. Do miejsca, gdzie się obecnie znajduję, słońce nie dochodzi. Powietrze także nie wywiązuje się z obowiązków. Zmysły przestają działać. Ogarnia mnie znieczulica.
Szczerze mówiąc, zazdroszczę innym odwagi. Ja jej nie posiadam. Mam płytką duszę. Unikam stanowczości. Wciąż się waham. Nie umiem podjąć ostatecznej decyzji, w moim "życiu" brak jakiegokolwiek ładu i składu. Gubię się w labiryncie uczuć. Czekam na zbawienie - i chyba się zawiodę. Nigdy nie poczuję ulgi. Nigdy nie znajdę w sobie wystarczająco siły, by zacząć walczyć. Nie uda mi się wrócić do oblicza Natalki. Teraz jestem zaledwie jej niedokładnym i postrzępionym cieniem. Czasu już nie cofnę. Podobno się nie da.
Definitywnie zakończyłam publiczne wołanie o pomoc. Teraz tylko tam, w środku czuję coś naprawdę. Nikt nie wie, jak jest. Nikt się nie dowie. Nikt nie zrozumie.
A czy ja rozumiem? Nie mam pewności. Momentami błądzę po swoim umyśle, szukając powodu smutku. Jeszcze nigdy nic nie znalazłam... Bo tak naprawdę często to wynika samo z siebie. A ja i tak zwalę to na obrzydliwą pogodę.
Ale czasem...
Często...
Zazwyczaj...
Prawie zawsze cierpię przez ludzi.
Nienawidzę was.
Za to, że zmuszacie mnie do czynów tak bezlitosnych i okropnych wobec mnie samej. Nienawidzę waszej obojętności. Nienawidzę was za to, że przez was teraz ja sama nienawidzę siebie.
Ale to i tak nic nie zmienia. Na świecie nadal jest kilka miliardów ludzi. Co ich wszystkich to obchodzi...?


Żyjemy na wielkiej kuli, wypełnionej wewnątrz ogniem.
Nazywamy się cywilizowanymi.
A nawet zwierzęta mają od nas więcej taktu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)