Kołaczą mi się w głowie też inne chwile. Przykładowo, zimna marcowa noc i ja w roli głównej. Zapłakana, zmarznięta, robiąca brzuszki na zimnej podłodze. Wszytko w imię celu, obranego ideału. Albo biegająca po polach, jeszcze okrytych śniegiem, o 4.00. A w myślach mój wyśniony cel. Ile? Jak najmniej. Za jaką cenę?
Za bycie sobą.
Właśnie dlatego potrzebuję modlitwy. Ale nie klepanych różańców. Wolę w ciszy rozmawiać z Bogiem, nawet jeśli w rzeczywistości On wcale mnie nie słucha. Ewentualnie pogram sobie na gitarze i ponucę molowe piosenki religijne. To mi nie tyle pomaga, co uspokaja. Koi i daje, co prawda nikłe, szanse na normalny sen.
A potem się budzę.
I znów żyję, cicho krwawiąc.
I znów nie widzę barw.
Nadzieja znika, gdy jest mi potrzeba...
Musiałam sprawdzić w lustrze,
czy wciąż tu jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)