sobota, 30 lipca 2011

14. (85)

Wraz z upływem czasu zaczynam widzieć jakby nowe barwy. Żywe, radosne, ciepłe. Natłok zajęć nie pozwala mi się użalać i doszukiwać wad w dziele stworzenia. Ale dochodzę do, hm, dość niepasujących do mnie wniosków: Ostatnio polubiłam pracę, jakąkolwiek, czy to odkurzanie, czy składanie dwumetrowego wzgórza usypanego z upranych ubrań. Staram się dostrzegać pozytywy wszędzie, choć nie zawsze mi się udaje. Staram się... Właściwe sama dziwię się jeszcze temu słowu, zwłaszcza jeżeli wychodzi ono spod moich palców lub z moich ust. Z natury swojej unika(ła)m starania się i jakichkolwiek prób poprawy sytuacji. Zmieniłam się? Myślę, że tak. Albo inaczej: nadal przechodzę metamorfozę. Tak, jestem pewna, zmianę na lepsze. Nie, nie dążę do ideału. Raz już zeszłam na tą drogę. I nie chcę tego powtarzać. Chciałabym stać się nieco bardziej sobą. Ale o przeszłości nie da się zapomnieć. I nawet czas tego nie zmieni. Na zawsze gdzieś na mym sercu będzie szrama, a dusza będzie ociekała łzami. W pewnym sensie to już na zawsze stało się częścią mnie - melancholia, może i pesymizm. Być może akurat teraz jestem na wzgórzu. Prędzej czy później stoczę się ponownie na dno. Wspinaczka jest trudna. Zwłaszcza, jeśli nikt nie chcę\e podać dłoni... Teraz już mam kogoś, kto pomoże mi wstać. I chyba tak zostanie.


Nadzieja wcale nie umiera ostatnia.
Nadzieja nie umiera nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)