wtorek, 26 lipca 2011

12. (83)

Cisza. Lecznicza, kojąca, lekka. Cisza. Tak przyjemna, jak kostki lodu przyłożone do rozgrzanych skroni. Uwielbiam te wieczorowo-nocne chwile przeznaczane na myślenie o niczym. Nic nie czując, wpatruję się w ścianę i bywa, że nawet dostrzegam światełko nadziei. Nikłe, wyblakłe, ledwo żywe - ale jednak. Płomyk potrafi mnie wzruszyć mnie i wycisnąć z oka mimowolną łzę. Szkoda tylko, iż ta oto kropelka słonej wody w okamgnieniu gasi szansę na lepsze jutro. Wraz z zapadającą ciemnością duszy zaczynam wracać z zaświatów. I kiedy już jestem tu, w szarym świecie, przyodzianym codziennością, wiem jedno - tak naprawdę nic nie zależy ode mnie. Moje życie toczy się tak, jak gdyby kierowało nim Przeznaczenie, i to z zamkniętymi oczyma. Jedyne, co ja mogę zrobić, to wstając rano z łóżka, wyszeptać "Bądź silna". Wydaje się, prosty przepis na uniknięcie potoku łez i zawodzenia duszy. I zapewne można się spodziewać, nie jest to łatwe. Bo jak, pytam się, jak bez mrugnięcia powiek zabić własnoręcznie żyjącą w człowieku wrażliwość? Jak pozbyć się jakichkolwiek oznak odczuwania emocji? Jak wyrzucić z siebie okruch humanizmu? Równie dobrze mogłabym próbować przekopać Ziemię na wylot. Co by się stało? Spaliłabym się. Zresztą, wewnętrznie jestem już bliska tego stanu. Wypalam się, jak papieros. Kończy się to, co miało być zwane Szczęściem. Dzieciństwo inaczej? Nie, nie, okres beztroskiego rozkwitania dawno się ze mną pożegnał. Teraz właściwie stoją na granicy pomiędzy wymaganą ode mnie dorosłością a młodzieńczym buntem. Prawie wcale nie stawiam kroków w przód. Oglądam się za siebie, gubiąc skromną łzę. Tak bardzo chciałabym znaleźć sposób na cofanie czasu... Być może wówczas nie stałoby się to, co się stało. A ja nadal śmiałabym się do słońca. Swoją drogą, teraz to i tak niemożliwe. Złowrogo ciemne chmury przysłoniły mi uosobienie radości. Wszystko jakby wygasło, zbladło, zmarniało. To już nie jest to samo, co kiedyś. Szybciej się poddajemy, rezygnujemy z marzeń. Co jest, co się dzieje? Czyżby nasze pokolenie miało we krwi porażkę?...
"Bądź silna".
Bądź silna, by móc wstać po kolejnym upadku, dopowiadam w myślach.
Bądź silna, tylko w ten sposób uda ci się przeżyć pośród szerzącego się duchowego kanibalizmu.
Bądź silna, do cholery! to brzmi lepiej niż "Jesteś nikim"...


Aby zapomnieć,
trzeba umrzeć.
Dlatego nie karz mi zapomnieć.
Wyrok śmierci z Twoich ust
boli mnie
bardziej niż powolne przecinanie skóry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)