poniedziałek, 2 maja 2011

2. (32)

Żyję w kłamstwie. Oszukuję resztę świata, darząc ludzi fałszywym uśmiechem. Kryję łzy. W kościele chowam się za filar, w szkole wychodzę do łazienki. Nie płaczę już tak, jak kiedyś. Ongiś zanosiłam się szlochem, rycząc z głośnością kilkudziesięciu decybeli. Teraz... płyną tylko łzy. Powoli, jedna po drugiej. To boli bardziej, niż ten prawdziwy płacz. Już nie umiem uwalniać emocji. Kryję je głęboko w sobie, powodując coraz mocniejszą tęsknotę za przeszłością. Tak, wiem, miałam zapomnieć o wspomnieniach. Nie umiem. Jestem zbyt słaba. Choć właściwie nie mam ni do stracenia. Patrząc z perspektywy czasu już znam wartość przeszłości. Przestałam widzieć w niej coś nadzwyczajnego. Szczęście jest ulotne. Nie ma żadnej wartości. Jego strata jest zbyt bolesna, nie warto w ogóle zabiegać o ten przereklamowany stan ducha. Żadne słowa nie zatrzymają tego, co konieczne. "Chwilo trwaj"? To tylko złudzenie. Podstępne oczarowanie naszej podświadomości. Więc czemu wszyscy tak bardzo pożądają szczęścia? Co jest pięknego w bólu po jego zaprzepaszczeniu?
Idioci. Idioci. Idioci.
Żyję tu i teraz. Codziennie na nowo próbuję znaleźć konkretny, autentyczny powód, dla którego mogłabym wstać z łóżka i udawać, że żyję. Nic jeszcze nie wymyśliłam. Siła wyższa nie pozwala spędzić dnia z ciepłą kołdrą izolującą wszechobecne zło. Codziennie na nowo muszę iść pod górę, by potem uroczyście się z niej stoczyć i zacząć wędrówkę od początku. Stąpam po niepewnej powierzchni. Potykam się i upadam. Wstaję długo i opornie. Me ciało szpeci mnóstwo sińców, ran i blizn pozostałych po okrutności losu. Nic już nie daje mi radości. Słońce świeci zbyt mocno, razi i morderczo niszczy oczy, deszcz już nie jest tak miły, jak z Tobą, wiatr zawsze wieje mi w twarz. Przemarznięte dłonie przeraźliwie pragną ciepła. Szukają czegoś (kogoś), kto da im dalej mi służyć. A o sercu już nie wspomnę. Stało się szorstkie i chropowate. Zapomniało, co to miłość.
Idioci. Idioci. Idioci.
Nic już nie zmienię. Stało się. Popełniłam (zbyt) wiele błędów. Teraz pokutuję. Za wszystkie grzechy. Klepię życiową litanię, powtarzając wciąż te same wezwania. Lód pod moimi stopami kiedyś pęknie. Nie będzie już odwrotu. Zginę na zawsze. Duchem nie będę już z wami.
Ciało zostanie.
Idioci - ja wołam o pomoc!
Dlaczego nikt mnie nie słyszy....?


Nie pozwólcie mi zwiędnąć. Podlejcie mnie. Miłością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)