środa, 20 kwietnia 2011

18.

Zniknęłam na pewien czas. Szpital. 3 dni. Najgorsze, a zarazem jedne z lepszych dni w życiu. Pierwsze wrażenie nazwałabym czymś więcej niż szok. To stan odrętwienia, rozpaczy i całkowitego odosobnienia. Nic się nie wie, nic się nie mówi, każdy zerka na ciebie z wrogością. To może tylko pozory. Ale takie odniosłam wrażenie. Pierwsze kroki w oswajaniu się ze swoimi towarzyszami to ciężki moment. Aż do chwili, gdy na twojej drodze staje ktoś, kto od razu wzbudza w tobie jakieś nieznane emocje. Ktoś, o kogo pragniesz zabiegać. Tu zaczyna się ta kolorowa storna pobytu w szpitalu. Dopiero teraz, gdy jestem już w domu, zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że to była tylko krótka przygoda. Dzieli nas zbyt wiele kilometrów. Zbyt mało o sobie wiemy. Ciężko mi teraz, źle. I będę cierpieć. To minie. Jak zdołam zapomnieć. Póki co - będę walczyć na straconej pozycji. Mam nadzieję, że to się tak nie zakończy. Potrzebuję tego przyśpieszonego rytmu serca i poczucia bezpieczeństwa.
Są jeszcze inne aspekty mojego chwilowego zamieszkania na oddziale. Wówczas pierwszy raz, na własnej skórze, poczułam sens i istotę przysłowia "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie". Napisali do mnie wszyscy, tylko nie ty. Wszyscy utwierdzali mnie w przekonaniu, że za mną tęsknią, tylko nie ty. Wszyscy mówili, że mnie kochają, tylko nie ty...
Czas skończyć to, co nietrwałe. Marnujemy czas, moja droga...


Na zawsze pozostaniesz w moim sercu.
Szkoda, że ja nie pozostanę w twoim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)