Dominuje zmienność, choć lubię wrócić do tych najszczególniejszych, najsilniej uduchowionych scen, ssać je jak cukierek, delektować się, doszukiwać nowych nut smakowych, ominiętych nieopatrznie. Jak dziecko spaceruję po chodniku myśli i nie chcę nadepnąć na krawędź, na linię oznaczającą niepowodzenie, nie chcę się zbudzić, nie chcę zakończyć zabawy przedwczesną skuchą. Opatulam się resztkami Twego zapachu i śnię. Jestem aktorką, jestem dublerką, scenarzystką i reżyserką. Pomyślałam o wszystkim, Kochanie. Obmyśliłam najdrobniejszy nawet szczegół. Tylko Ty. Spóźniasz się znowu lub nie pojawiasz się wcale. Tak jakby Ci nie zależało. Tak jakby nigdy to dla Ciebie nic nie znaczyło.
Lecz co z tego. Powiedz, cóż z tego, skoro nic nie ma odzwierciedlenia. Otwieram oczy z ciężarem kilku ton, a brutalne światło wdziera się pod powieki. Nie pozwala ponownie identyfikować siebie tylko z duszą. Nagle przypadłości męczeńskiej drogi tego świata spadają na mnie jak krople dżdżu. Bolą mnie żebra, pali zgaga, chce mi się kichać i swędzi mnie łokieć, a Ty powoli blakniesz, ktoś krzyczy "cięcie", pojawiają się napisy końcowe, film się urywa. Po kilkunastu godzinach snu zaczynam czuć zmęczenie samą koniecznością udawania, że żyję.
Z dnia na dzień stopień trudności wzrasta, pojawiają się nowe przeszkody. Ogarnia mnie niemoc. Czuję wymierzony przez świadomość siarczysty policzek. W istocie, wizje te, stanowiące sens oddychania, sens bicia serca, są jak cukierki. Jem je, gdy tylko najdzie mnie ochota, zakładam do nich odświętny wyraz twarzy, biorę talerzyk, sztućce i serwetkę, zapalam świece, sączę herbatę. A na smaku się kończy. Od czasu od czasu przez żołądek przechodzi ostry skurcz nienasycenia. Połykam łapczywie każdą z chwil, a do wewnątrz dostaje się powietrze. Brak konkretów, namacalności. Brak czegokolwiek, czym mogłabym się ukoić.
Zaciągam się, czuję znów ten zapach. Znów paniczne drżenie dłoni i kula włosów w gardle, obrzydliwa, cuchnąca stęchlizną bezradność. Próbuję wyprzeć go z płuc, wygonić wraz z pozbawionym tlenu powietrzem, lecz na nic, na nic, on wdarł się do mojej podświadomości. Rozrywa i orze po sinej z tęsknoty skórze. On wrzeszczy mi do ucha, zmusza do rozpamiętywania, do polewania ran wrzątkiem. Trzyma mnie mocno, nie pozwala odwrócić wzroku. Ponad myśli, przed szereg wypełzają dowodzące, reasumujące.
Zostałam tu sama. Sama, a wokół świat, nagle składający się z wszystkiego, czego zasadniczą funkcją jest upokarzanie.
Każdy najmniejszy atom przypomina mi o Tobie.
Something my soul needs is you, lying next to me.
post pisany do utworu:
Keaton Henson - Flesh nad Bone
Keaton Henson - Flesh nad Bone
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)