niedziela, 22 grudnia 2013

3. (324)

Odliczałam, układałam wzory na ilość czasu, jaki jeszcze przede mną, wciąż na nowo przypominałam sobie, ile jeszcze, ile będę musiała wziąć oddechów, ile przeżyć nocy, tęskniąc za snem, ile jeszcze godzin, sekund, mrugnięć okiem, nim wreszcie przyjdzie chwila wytchnienia, gdy w dłoni kubek herbaty, w drugiej książka, a w głowie słowa, czułe i potrzebne, z daleka, a wciąż będące blisko. Będę otulać się codziennością i czerpać z tego radość, mówiłam. Odsunę na bok to, co ciąży, co ciągnie ku ziemi, myślałam.
Taka naiwna, proszę państwa. Taka głupiutka. No wstyd.
Gdzie moja pamięć, gdzie teoria wyciągania wniosków? Pocieram zmęczone oczy i z ironicznym śmiechem cofam o kilka dób swój system myślenia, by zadać zasadnicze pytanie. Czego się, dziecino spodziewałaś? Nie wiesz? Nie wiesz, czym jest w życiu planowanie? Planowanie to matka rozczarowania.
Wszelkie scenariusze tlą się jeszcze strzelającym w powietrze iskrami płomykiem. Ogrzewam dłonie o dym niespełnionych wizji, palce czernieją od okruchów popiołu. Wzbija się w górę złomowisko zmarnowanych liter, nadwyrężających niepotrzebnie mięśni mimicznych twarzy, niebędących nigdy wartych wypowiedzenia. Drapię się po nosie. Tak niekoniecznie jeszcze wiem, dokąd chcę wyruszyć. Stawiam nogę na wyimaginowaną nad przepaścią ziemię i przenoszę na nią ciężar ciała. Chcę tylko sprawdzić. Kto pierwszy. Kto jak desperat rzuci się za mną, a kto pobiegnie na dół, by mnie złapać.
Och, ja taka głupia, niczym dziecko stawiające pierwsze kroki.
Ciekawe, co powiem, gdy poczuję miażdżące kości uderzenie, gdy krew wystrzeli w górę niczym z wodotrysku, gdy zanim przyjdzie nicość będzie tylko ból. Co mi szkodzi sprawdzić, mówiłam. Co mi szkodzi spróbować.
Konfabuluję własne grzechy. Zmuszam się do wywlekania na wierzch każdej z wad, każdej osobno, oglądając całokształt przez lupę.
Wypadają mi włosy, łamią paznokcie podczas zaciskania pięści. Krwawią mi wargi od zagryzania. Drgają dłonie. Nie uwierzysz, - bo sama też nie wierzę - lecz w ciągu zaledwie kilku dni przybyło mi tyle lat. O tyle cięższy mam krok i słyszę ocierające się o siebie chrząstki.
And the reason is you. 
To nie jest szybowanie linearne. Miotam się w powietrzu i chwytam niewidzialnych sznurów. Spadam jak ptak z utraconą zdolnością do lotu, z wyrwanymi piórami, z chęciami, ale bez szans. Z nadzieją, lecz bez odwagi.
Boję się. Po prostu.


A reason to start over new.

post pisany przy utworze:
Hoobastank - The Reason

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)