niedziela, 30 grudnia 2012

3. (295)

Wydzierającym wiele z wnętrza gestem zerkam na swoje łzawe, rzewne odbicie, przerysowane swoją patetycznością  i zmęczone zwyczajnym byciem. W ustach rozpływa się ironia i pogarda nad samą sobą, gorycz. Mogłam grać bez ustanku - wybrałam upokorzenia zwielokrotnione siłą ciszy i zazębiające się z ciemnymi wdechami trującego powietrza. Zgubiłam pierwiastek normalności, a szukając go ze spuszczoną głową skręciłam życiowy kręgosłup. Zerkam teraz na świat po drugiej stronie lustra i opowiadam historie o tym, jak łatwo mi było przestać marzyć. O tym jak cicho, nocą, wypływały ze mnie pragnienia i zostałam sama, pusta, lekka i spokojna, nastawiona bardziej nijako niżeli pokojowo do jutra, z miną szaro-burą i myśleniem zaburzonym nicością.
Nigdy nie sądziłam, że będę zdolna wpychać sobie do uszu kłamstwa i wierzyć w nie do bólu, a mimo wszystko nadal bezskutecznie. Wyrwałam wszelkie zapasowe serca chowane pod tętnicą i zdezynfekowałam aurę, aby ot tak uczynić swoje życie sterylnie czystym, bez zbędnych planów na przyszłość i scen brudnych wspomnień.
Nie wolno mi.
I wbrew wszelkim chęciom, nie zdołam zdziałać czegokolwiek. Nawet, gdybym kwasem solnym spaliła wszystkie widoczne uczucia i pocięła na strzępki kolekcjonowane skrycie lęki, nie zdołam pozbyć się ubytków w emocjonalnej stratosferze. Ręce moje są wyschnięte i zimne, potrzebują... Usta mam stęsknione i bezdomne. W oczy dawno nikt mi nie spojrzał z ciekawości, więc gaśnie zieleń, pakuje walizki, odchodzi. Głos zachrypiał mi, oblazł w pajęczyny, nie pamiętam, kiedy ostatnio czuł się wyczekiwanym gościem i mógł tłumaczyć ciągi impulsy duszy. I nie, proszę Cię, dziewczyno z lustra, nie mów mi o tym, jak przestałam tęsknić. Nie mów o beztroskiej obojętności we wszystkich zakątkach życia i nie kłam historiami o egzystencji bez wizji jaśniejszej rzeczywistości.
Ktoś musi, może ja, może cicha, niepokorna, kumulować całą złość w sobie i buzować od nadmiaru pretensji do świata. Ktoś musi, kochanie, bo zabrali nam zdolność do powolnego uwalniania się podczas długich rozmów, do rytmów powolnych, rytmicznych kroków. W pewien sposób straciliśmy zdolność do wzmacniania swojej nadziei i choć miałam zrobić wszystko, by nikt się o nas nie martwił, poszło nie tak, znowu, jak zwykle, jak zawsze.


You got that medicine I need.
Dope, shoot it up straight to the heart please.

post pisany przy utworze:
Lana Del Rey - Gods & Monsters

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)