Właściwie pole do popisu mam ogromne. Mogę szatkować codzienność na tysięczne części i każdej z osobna wytykać nie-idealność. Nie robię nic, tak tymczasem. Oczy plują soczyście zmęczeniem i umysł wypływa mi z głowy, cieknąc w postaci nieprzyjemnej brei po karku. Nic nie czynię z własną egzystencją, nic, by mieć choć świadomość jej wartości. Nawet nie boli. Trzeba tylko unikać samotnych spacerów, polegiwania w łóżku i nicnierobienia. Trzeba tak napchać sobie zajęć do rąk, by ledwo odróżniać dobę od doby, dzień od nocy i sekundy od minut. Nie zwracać uwagi na krew kapiącą z nosa, z drgających dłoni, czasem z serca. Wszystkim nam zdarza się umierać, grabarzy jednak nie przybywa. Cmentarze trwają w blasku ogni i właściwie z ludźmi czy bez, są miejscami do nieżycia. Wiatr gubi się, rwąc nam włosy z głowy, myli nas z wyglądem zwłok.
Sekunda. Zaczynasz nienawidzić. Nie znosić. Czuć wstręt. Sekunda.
I przecież wszystko jest tak dobrze. Tak pięknie przyświeca nam słoneczny blask. Jesteśmy szczęśliwą młodzieżą, stworzymy kiedyś polską historię, podczas gdy świat pewnie się nigdy nie dowie, że brak nas, ciągle nas brak. Znikamy w świetle gwiazd po stokroć, bo tak naprawdę nikt nie był w stanie nauczyć nas miłości. Wykorzystując kolejne kukiełki na drodze -szukamy.
Patrzę w lustro i widzę, jak depczę anielskie pióra.
I do not understand.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)