Trans urwał się, urwały się splątane, wysyczane wyrazy. Świadomość gubiła się pośród zmieszanego ciśnienia. Sen? Jawa? Sen? Jawa...? Cokolwiek zdarzyło się pod moją wapienną czaszką, chcę temu ufać. Chcę mieć tą siłę, by śmiać się z ironicznym spojrzeniem w chwilach, które ongiś sprowadziłyby mnie do szeroko rozumianego parteru. Nikt nie będzie mi dyktował, co jest normalnością. Bo czym jest normalność? Niczym. Opcją wygodniejszą, szybszą albo od lat powielaną przez marionetki z pustymi oczami i zachłannymi rączkami. Normalność to to, co czyni nas ludźmi w stu procentach zgodnymi ze sobą. Moje własne szaleństwo okazać się może najlepszą (jedyną?) z zalet, cechą, która jest w stanie ochronić przed napływającą zewsząd presją ubraną w atrakcyjne zwroty i niepozorne zachęty. Może zmorzył mnie sen i zawładnął nie tą półkulą, którą powinien. A może stałam się choć odrobinę silniejsza. Może ta obojętność przestanie być jedynie marzeniem. I nie pieprz mi o wrażliwości. Każdy kamień był kiedyś poniewieranym ziarenkiem piasku, zalewanym nie raz przez koci mocz i niesionym bez pytania przez wiatr.
Przecież to nie jest ważne... Przecież te wszystkie wylane potoki, wszystkie rozdygotania serca i uczucia silniejsze od trzęsień ziemi to idealny powód, by zacząć karmić się obojętnością... Zabij ich. Nie gniewem, nie uczuciami. Obojętnością.
Obojętność.
O - b - o - j - ę - t - n - o - ś - ć.
jaram się, 24 obserwatorów, wielbię Was <3
dajesz natchnienie koloru i formy dla mojej chorej wyobraźni - studni cierpienia
OdpowiedzUsuń