Nadszedł dobry czas, by okręcić się, zlustrować uważnie wzrokiem przywiązane do mnie kule z żelazna i kłamstwa, a następnie niewymagającym zbyt wielkiego wysiłku ruchem oderwać od siebie łańcuchy, które, jak się okazuje, wcale nie są twarde i niezłomne, zardzewiały już dawno, gdy szczerość krzyknęła adiou, a zaufanie postanowiło zafundować sobie kulkę. Cała trudność nie polega w zamykaniu pewnych rozdziałów, tylko w drążącej sumienie świadomości straty. Straty wielu chwil owianych wiosennym wiatrem. Momentów falujących od śmiechu płuc, lecz też drgających warg polanych strużkami łez. Strata mija, gdy po długich rozmyślaniach przed oczy wskakują litery i tworzą na powiekach krótki, acz do bólu prawdziwy napis: to nigdy nie było prawdziwe... A nawet jeśli gdzieś w zakamarkach relacji rodziło się ziarenko prawdy, to szybko tłumione było przez nagminny lęk, że nagle wszystko runie pod ciężarem odkrytych blizn, jeszcze ze śladami bezlitosnego życia. Teraz... Nie ma już nic. Prócz strzępek uczuć i anielich piór. Ulga. Wewnątrz mnie ulga. Cokolwiek to jest, egoizm, znieczulica, czy choćby poczucie rozprostowania kart przeszłości - jest mi dobrze. Mogę być niczym, ale i tak jest mi dobrze. Lęk roztopił się. Serce żarzy. Żyły tłoczą nadzieję. Usnę. Anioł wiernie będzie w moich snach, w podświadomości. Walcie się, góry, opadajcie, strome wzgórza. Usnę o tonę lżejsza. Bez łez. Bez strachu. Bez pytań i pustki w odpowiedzi. To prawda jest odpowiedzią. Prawda.
Prawda.
Nie ma dużo czasu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)