czwartek, 6 października 2011

6. (115)

(Wybacz, Krycha, dziś nie będzie krótko).
Właściwie to nawet nie wiem, jak to wszystko nazwać. Coś się ze mną dzieje. Coś... hm, złego? Coś, co wprowadza moją głowę w nieludzkie skołowanie. Jest, z dnia na dzień, bardziej smutno, bardziej cicho i bardziej... pusto. Może to nie wina świata, może to po prostu ja. Przecież z własnej woli przez większą część dnia drzwi do pokoju zamykam na klucz. Bo nie chcę słyszeć tego życia za ścianą. Nie chcę zagłębiać się w codzienne rozmowy, nie chcę słyszeć, tego, co mówi się o mnie. Przerasta mnie uczucie przepełnienia. Za dużo we mnie emocji, za mało zrozumienia ze strony innych. Dawno nie było aż tak źle. Ale, przyznajcie, udaję perfekcyjnie. Nikt, NIKT się nie poznał, nikt nie zauważył. To dobrze. To genialnie, bardzo mi na rękę. Gra będzie trwać nadal. Nie wyłamię się ze swojej roli. Dlaczego? Hm... Bo... tak trzeba? Bo nie lubię, gdy ktoś namolnie próbuje wyciągnąć ze mnie jakieś informacje, typu "co się stało"...? Tak, chyba dlatego. Zazwyczaj po prostu podchodzą do mnie nieodpowiednie osoby. Albo i nie podchodzą wcale. Każdy ma swoje własne życie, a w nim swoje problemy...
Tak mi ciężko, o tu, na sercu. Niby nic się nie dzieje, normalność aż do znudzenia, a jednak wewnątrz wybuchł jakiś wulkan. Zalewa moje wnętrzności, parzy w niewyobrażalny sposób. Boli mnie. Dusza najbardziej. Najmocniej. Chciałabym być kamieniem... Chciałabym nie mieć tego ducha w środku. Chcę przestać czuć cokolwiek. Chcę być tylko pionkiem w grze. Chcę nie kochać, chcę nie cierpieć, chcę nie płakać. Chcę nie być plątaniną wad i sprzeczności. Chcę nie być. Nie być wcale...
To nie jest normalne. To nie jest normalne. To! Nie! Jest! Normalne! Ja nad tym, do cholery, nie panuję! Ja tego nie kontroluję, ja nawet się, do kurwy, nie staram...Bo nie mam sił do tego całego życia. Ono jest zbyt ciężkim bagażem w porównaniu z moimi możliwościami. Nie chcę podejmować tego wyzwania, porażki bolą bardziej niż cokolwiek. To się nazywa ładnie przygnębieniem. Ale ja mówię na to nieco inaczej. To powolna droga do końca. Czuję to. Wracam drogą powrotną. Przeszłość już mi macha z daleka. To się nie może dobrze skończyć. Jestem z natury swojej skazana na chorobliwą wrażliwość. A dziś to już zwłaszcza.
Nienawidzę wieczorów. Nienawidzę tego stanu. Nienawidzę tego uczucia pustki. Nienawidzę tego życia. Nienawidzę siebie...


W każdej walce są przegrani.
Ja walczę sama z sobą...
Jestem skazana na zniszczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)