niedziela, 12 stycznia 2014

2. (330)

Przytulam policzek do zimnej powierzchni dna. Czuję, jak chropowate, ostre w dotyku kamyki i ziarnka piasku wgniatają się w skórę, pobudzają nerwy. W oczy wpada mi poruszony zimnym wiatrem kosmyk włosów. Nie potrzebuję zupełnie niczego, prócz Ciebie. Nie ma we mnie potrzeby zmiany, chęci dążenia do przodu, nie ma nawet jakiejkolwiek siły na zwyczajne odgarnięcie irytującego pasma, pchającego się na siłę do oczu.
Zmierzam donikąd. Cicho łudzę się - może to jednak jest jakieś miejsce. Może drgnęłam choć o milimetr. Może jest coś, co mogłoby obudzić we mnie chęć do zerwania się z ziemi, starcia śladów upadku z twarzy i - tak po prostu - postawienia kroku.
No tak. Jakżeby inaczej. Pani została, Pani Nadziejo. Odeszły marzenia, zniknęli ludzie, zgasło światło, wysączyło się powietrze. A Pani siedzi mi na ramieniu. Wzdycha sobie raz po raz. Głaszcze delikatnie cienką powłokę, przezroczystą, napiętą, w niezrozumiały sposób sprawiając tym dotykiem ból. Pani nigdzie się nie wybiera, wbrew mojego nachalnego spojrzenia na drzwi i niezadowolonej miny. Brew wędruje ku górze, to wyraźny grymas, czytelny niesmak, wymalowana pogarda. Lecz po co. Po co to dostrzegać. Można zostać i ciążyć, gnoić, ściągać ku ziemi. Skakać po plecach, łamiąc przy tym żebra. Szarpać za włosy i wciskać twarz w grząskie, plastyczne błoto.
Nie tego się spodziewałam. Nie tego oczekiwałam.
Zatarła się różnica pomiędzy oddychaniem a jedynie zasysaniem powietrza wokół, zupełnie bez celu, smaku i znaczenia. Strach waży tonę. Wpełza pod skórę niczym inteligentny pasożyt, by tam zagnieździć się, rozjeść po całym ciele, wykorzystać każdy centymetr. Wgryza się w mięśnie, a Tobie wydaje się, że czujesz ból. Ale to tylko jedno z wielu mikroskopijnie ważnych, znaczących tyle, co ta opadła na policzek rzęsa, zdań w ciągu historii myśli, jedna z tych ignorowanych informacji, zbywanych machnięciem dłoni. Strach jest potworem sprytu. Wyżerającym od środka. Spowalnia czas reakcji, wydłuża kroki. Zobacz tylko te niewładne, zwisające ręce, będące Twoimi zaledwie przez tą nić połączenia w postaci ramion, zimnych i kanciastych. Zerknij za siebie, przyjrzyj się swoim śladom. Ledwie je widać. Zupełnie jakbyś już tylko czołgał się, chwytał w garść tnące naskórek źdźbła trawy, posuwistym ruchem, z wysiłkiem wartym więcej niż zastaniesz na mecie tej męczarni. Dopóki skupiasz się na walce - jesteś w stanie wykonywać wiele z tych automatycznych czynności ludzkich. Mrugniesz sobie czasem, a co, kaszlniesz, bo ten pył drapie tchawicę, przełkniesz zgęstniałą, gorzką ślinę. To nie trwa długo, przecież wiesz. Jak krople deszczu, pojawiające się znikąd po urwaniu chmury, tak spada na Ciebie ten mrożący potok, wiązka świadomości, pod której wpływem zapominasz nie tyle o wysiłku, trudnościach czy drodze wiecznie pod górę, co o samym fizycznym bólu. Zapominasz i jedyne, co po nim pozostaje, to jego błahość.
Wiesz, ile waży osierocona dusza? To nie jednostka ton. Nie próbuj. Nie licz tego, nie stosuj wzorów. Posłuchaj.
Zamykam oczy i tysiąckrotny raz mentalnie układam głowę na miękkiej, puszystej szynie. O, jak dobrze. Jak dobrze czekać na zakończenie bólu. Wskakuję pod samochody jak dziecko w kałużę, by poczuć ten troskliwy dotyk metalu na skórze, usłyszeć melodyjny, czysty pisk opon przy hamowaniu. Rozrywam tętnice w scenariuszach, aby przypomnieć sobie, jak to jest być łaskotanym. Ależ cudownie, ależ wybornie, nie umiem opisać tej radości.
A otwieranie oczu jest jak poranek. Zimny, ciemny, ciekły poranek. Zabierający sny, a przynoszący pytania. Dyskomforty. Pakiety niepowodzeń, pliki rozczarowań.
Na każdej rzęsie odważnik, żeliwny, solidny. Podnoszenie powiek jest jak upadanie.
Przytulam policzek do zimnej powierzchni dna. Otwieram oczy. Żyję.


No I ain't gonna be here too long.

post pisany przy utworze:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)