wtorek, 13 marca 2012

8. (223)

To nie jest dobry czas. Dobra czas dopiero nadejdzie. Dopiero rysuje się w przyszłości. Teraz wcale nie jest kolorowo. Wyprana z uczuć i chęci, pobłażliwie lustruję wzrokiem ekran monitora, rażąco jasny. Nie umiem określić, co jest we mnie w danej chwili. Cokolwiek siedzi pod warstwą skóry, nie jest uczuciem ani rytmem serca. Może to tylko próżnia, efekt powracający od dłuższego czasu po burzy w kącie pokoju z czerwonymi błyskawicami. Może to ukochany przeze mnie stan nicnieczucia. Stan, w którym ja uwielbiałam trwać i niszczyć swoje szanse. W którym potrafiłam pogodzić się z każdym cierpieniem, z każdą porażką i każdą słabością. Chodząc z opaską na oczach miałam się za bystrą i czujną. Mając zapchane watą uszy słyszałam wszystkie te obelgi i zelżywości. Zakneblowanymi ustami poruszałam w rytm słów, krzycząc i szepcząc na zmianę o tym, jak źle i ciemno jest w moim zakrwawionym głupotą świecie. Właściwie wszystko nadal jest we mnie. Psychika skażona urojeniami o szczęściu. I znalazłam sobie swoje małe szczęście. Znalazłam je i uznałam za idealne. Szkoda, że dopiero aniołowie z wysokości pokazali mi, co jest naprawdę ważne. Ale do końca życia będzie za późno. Nigdy nie oderwę od swojej duszy kawałków umierania. Jednak to nie to jest najcięższe, tylko ta świadomość, że sama skazałam się widziane w podczerwieni myśli, na życie na czerwonej linii marginesu, na gnicie wewnętrzne przy krwistym blasku słońca i ciemności nocy z oknami przesłonionymi karminowym materiałem. Tego już nikt nie wykreśli z mojego życiorysu. Skóra lśni nieznanym blaskiem, a ja sama nie wiem, czy żałuję, choć powinnam. W głowie trwa właśnie rewolucja, albo prędzej wojna, toczona pomiędzy sercem a rozumem od nie wiem, jak dawna. Te dni, chowane w kieszeni, gdy nikt nie patrzy. To nawet nie jest moja prywatna klęska. To przekleństwo, która co raz, wraz z pełnią księżyca wraca i kusi mnie przeraźliwie, syczącym językiem metalu. I ja nie umiem nie słuchać. Coś blokuje moje sumienie, zębatki przestają pracować i odliczać sekundy...
Być może pragnę bólu i rozpaczy bardziej niż radości, bo nigdy nie dane mi było nauczyć się żyć poza własnymi ramami strachu.


Nie ma zdrowych uczuć, jeśli myśli są chore.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze naruszające godność i prawa człowieka, obraźliwe i spam nie będą akceptowane. Za każdą literkę, wyraz i zdanie dziękuję z całego serca i czekam na Twoją opinię. Nie bój się! Napisz coś, niech Twoje słowa przyniosą mi nieco uśmiechu ;)